"Uważaj na głos w Twojej głowie, który mówi, że nie dasz rady - łże menda..."   

Bałtyk Bieszczady Tour 2024


BBT 2024, 24 - 26 sierpnia 2024 roku. Ultramaraton rowerowy z cyklu Ultracup - Puchar w Ultramaratonach Kolarskich. Tym razem z powodu remontu drogi do Świnoujścia start w Wolinie (Przystań Morska), meta tradycyjnie w Ustrzykach Górnych (Zajazd Caryńska). Według GPS-a 1015 km.

Trasa: Wolin - Golczewo - Płoty - Łobez - Drawsko Pomorskie - Kalisz Pomorski – Mirosławiec – Piła – Chodzież - Żnin - Inowrocław - Dąbrowa Biskupia – Kowal – Gostynin – Łowicz – Lubochnia - Inowłódz – Opoczno – Końskie – Skarżysko-Kamienna – Starachowice – Opatów - Sandomierz – Sokołów Małopolski – Łańcut – Kańczuga – Bircza – Krościenko – Ustrzyki Dolne – Lutowiska – Ustrzyki Górne.

BBT 2024 mapa trasy

Trasa ultramaratonu Bałtyk Bieszczady Tour 

profil

 Profil trasy ultramaratonu Bałtyk Bieszczady Tour

Po raz czwarty podejmę próbę przejechania trasy tego ultramaratonu. Trzeci raz w kategorii SOLO. To będzie mój powrót do zmagań na długich dystansach po dwóch latach przerwy. Ostatnim ultramaratonem, w którym wystartowałem był BBT 2022. Z kolejnych startów eliminowały mnie kontuzje i wirusy. W grudniu 2023 miałem operację kolana. Treningi wznowiłem dopiero pod koniec lutego (po prawie półrocznej przerwie od rowerowania). W ramach przygotowań do ultramaratonu Bałtyk Bieszczady Tour przejechałem w tym roku niewiele ponad 6 tysięcy km. Startem kontrolnym miał być na początku lipca Pierścień Tysiąca Jezior – 610 km non-stop w kategorii SOLO. Niestety na cztery dni przed startem złapałem ostre zapalenie gardła. Mam nadzieję, że limit pecha już wykorzystałem i zdrowy stanę na starcie BBT 2024.

Testową jazdę robię w połowie lipca, 536 km po kaszubskich pagórkach. Sprawdzam czy jeszcze „mogę w ultra”… Nie było łatwo ale dałem radę. Chyba mogę... Przy okazji przetestowałem torbę podsiodłową Apidura RACE i nowe buty. Apidura jest OK, buty nie są OK.

 

Bałtyk Bieszczady Tour

 Bałtyk Bieszczady Tour 2024

 

Rower do startu w Bałtyk Bieszczady Tour przygotowuje mi RAV Serwis w Legionowie. Bardzo polecam ten serwis rowerowy!

Dolan L’Etape

Dolan L’Etape

Rower: Dolan L’Etape z prostą kierownicą. Własnoręcznie złożone koła (obręcze alu 30 mm, piasty novatec, płaskie szprychy 24/28). Nowe opony Continental GP 5000 rozmiar 25C. Napęd: korba 5O/36, kaseta 11/32. Nowy wkład suportu i nowe pedały spd. Przerzutki i hamulce wyregulowane. Lusterko – Zefal. Oświetlenie: przód - latarka Convoy S2 na ogniwo 18650, tył - lampka led (2 x 0,5 W) na baterie AAA. Nawigacja: Wahoo Elemnt Bolt.

Plik GPX do nawigacji, który dostarczył organizator, przerysowuje sobie w aplikacji Ride with GPS i dzielę na pięć części. Mniejsze pliki, mniejsza szansa zawiechy nawigacji. Przejazd też zamierzam zapisać w pięciu fragmentach, a potem na mecie połączyć je w całość, co też zmniejszy ryzyko, że coś pójdzie nie tak.

Plan na BBT 2024 mam bardzo prosty – „Jak najszybciej być na mecie!” Założenia planu: rozłożenie sił, równa i mocna jazda, pilnowanie odżywiania i nawadniania, minimalizowanie postojów, przygotowanie się na wszelkie awarie i warunki pogodowe. Nie poddawanie się mimo dokuczających trudności. Prawda, że proste! Niestety tylko w teorii… :)

 

Plan na BBT 2024

 Plan na Bałtyk Bieszczady Tour

Niestety pech mnie nie opuszcza. W weekend przedstartowy zaczyna mnie boleć ząb, a Mikołaj łapie jakąś infekcję, ma wysoką gorączkę i mocno kaszle. Mam nadzieję, że obaj szybko pokonamy choróbska. Rodzice zwykle nie zarażają się od swoich dzieci, ale z moim pechem przedstartowym… mam sporo obaw. Na niektóre „dary losu” nie mamy wpływu. Takie życie… Mam nadzieję, że tym razem uda się wystartować.

W poniedziałek 19 sierpnia zwalniam się z pracy i jadę na wyrwanie siódemki. Mikołaj ma zapalenie oskrzeli.

We wtorek 20 sierpnia robię ostatni trening przed BBT.

Transport do Wolina. Miałem jechać busem z Darkiem Bartosem (tak jak w poprzednich dwóch edycjach BBT), ale nie udało się zebrać grupy. Pozostaje pociąg. Próbuję kupić bilety ale brak miejsc rowerowych. Kupuję bilet na bagaż i zamierzam spakować rower w karton. Obdzwaniam znajomych z okolic Warszawy, którzy startują w BBT i pytam, czy mają wolne miejsce na rower. Okazuje się, że Ela i Radek Rogóż jadą autem i mogą zabrać mojego Dolana. Wielkie dzięki! To mega ułatwienie. W środę po południu zawożę rower do Eli i Radka.

Czwartek, 22 sierpnia 2024 (dwa dni przed startem w ultramaratonie Bałtyk Bieszczady Tour)

Pobudka 3:50. Do Wolina jadę pociągami: Legionowo (4:35) – Warszawa Centralna, Warszawa Centralna (5:32) – Szczecin Dąbie, Szczecin Dąbie (12:05) - Wolin. Rano na stację zawozi mnie Aga. Po paru minutach siedzę w pociągu. Podróż przebiega planowo, bez opóźnień. Przed godziną 13:00 docieram do Wolina. Mam pokój w prywatnej kwaterze niedaleko miejsca startu. Idę przez Wolin w stronę kwatery. Po mieście już krążą na rowerach uczestnicy BBT. Spotykam Kasię Kozłowską i Adriana Żółkiewicza jadących rowerami. Rozmawiamy dłuższą chwilę. Przed godziną 15:00 melduję się w pokoju. Telefonuję do Agi. Chwilę odpoczywam i zbieram się do wyjścia. Trzeba uzupełnić kalorie, idę na obiad w Stołówce (schab w sosie, ziemniaki, surówki, kompot). Tanio i smacznie.

 

Obiad

 Obiad w Stołówce

Potem zakupy spożywcze w Biedronce i wracam na kwaterę. Po drodze odbieram telefon od Piotra Rębacza. Rozmawiamy kilkanaście minut. Dzięki Piotrze za rozmowę i motywację. Przed 17:00 docieram na kwaterę. Odpoczywam. Podjadam mieszankę studencką i paluszki słone, piję dużo wody mineralnej. Telefonuję do Agi.

Kolacja: kanapka (kajzerka, almette, żółty ser, pomidor), duży jogurt naturalny z płatkami kukurydzianymi i mieszanką studencką, serek wiejski.

Prysznic i pora spać, zasypiam po godzinie 22:00.

Piątek, 23 sierpnia 2024 (dzień przed startem w ultramaratonie Bałtyk Bieszczady Tour )

Spałem bardzo dobrze. Budzę się o godzinie 6:25. Dzień rozpoczynam kawą z mlekiem. Potem śniadanie: dwie kanapki (kajzerka, almette, żółty ser, pomidor), serek wiejski z płatkami owsianymi, płatkami kukurydzianymi i mieszanką studencką. Po śniadaniu telefonuję do Agi. Odpoczywam, wrzucam na facebooka posta z informacją o moim starcie w ultramaratonie Bałtyk Bieszczady Tour 2024. Taki post do dla mnie dodatkowa motywacja do nie poddawania się na trasie ultramaratonu. To deklaracja, że podejmę próbę ukończenia i łatwo się nie poddam. Świadomość, że ktoś może śledzić moje zmagania to mocny element motywacyjny do przełamywania słabości.

Pora zacząć przygotowania do startu. Porcjuję słone orzeszki ziemne, mieszankę studencką i paluszki słone. Wstawiam do ładowania: ogniwa do latarki, powerbanki i nawigację wahoo. Rozdzielam żele energetyczne. Rozdzielam ubrania do przepaków i torby podsiodłowej. Wybieram ubrania, w których stanę na starcie.

Koło południa zbieram się do Wolina. Najpierw idę na obiad do Stołówki (zapiekanka makaronowa i kompot). Następnie idę do piekarni kupić pieczywo i drożdżówki. Potem zakupy spożywcze w Biedronce i powoli wracam na kwaterę.

Przed godziną 14:00 Ela i Radek przywożą mi pod kwaterę rower. Wielkie dzięki, bardzo mi pomogliście!!!

Po chwili jadę rowerem zobaczyć jak wygląda miejsce startu ultramaratonu Bałtyk Bieszczady Tour 2024 (Przystań Morska w Wolinie). Nie działa mi pasek HR. Trudno, wystartuje jutro bez czujnika tętna. Na miejscu spotykam Roberta Janika i kilku uczestników ultramaratonu, chwile rozmawiamy.

 

BBT 2024

 Bałtyk Bieszczady Tour 2024

Robię kilka fotek, telefonuję do Agi i wracam na kwaterę.

Podwieczorek: Drożdżówka, duży jogurt naturalny z płatkami owsianymi, płatkami kukurydzianymi i mieszanką studencką. Podjadam paluszki słone i orzeszki ziemne. Piję dużo wody mineralnej.

Dalsze przygotowania do startu. Pakiet startowy już mam. Organizator wcześniej wysłał pakiet do paczkomatu w Chotomowie. Oklejam kask i rower numerami startowymi. Wpinam numer startowy do paska startowego. Pakuję torbę podsiodłową (dwie dętki, łatki, łyżki, mini pompka, izolacja, zapasowy hak przerzutki, multi klucz, klucz do szprych, klucz do wentyli, nyple, wentyle, spinka do łańcucha, kawałek papieru toaletowego, podkładka z dętki i łatka do opony, mini buteleczka oleju do łańcucha, rękawiczki nitrylowe, mini ładowarka i kabel usb do nawigacji). Tym razem (po raz pierwszy) jadę z dużą torbą podsiodłową. Do tej pory jeździłem z małą torebką z zestawem do wymiany dętki i drobnych napraw. Ubrania zawsze pakowałem do przepaków. Tym razem jeden zestaw ubrań będę miał w torbie podsiodłowej (rękawki, nogawki, buff, czapka pod kask, rękawiczki, potówka na długi rękaw, kamizelka-wiatrówka, wiatrówka, folię NRC). Pakuję torebkę na ramę (dowód osobisty i kartę płatniczą (spakowane w torebkę strunową), mini powerbank z kablem USB do nawigacji, kabel USB do telefonu, mini opakowanie sudokremu, mini opakowanie kremu UV, jeden snickers, porcja mieszanki studenckiej, porcja orzeszków ziemnych, porcja paluszków słonych, porcja żelków Haribo, leki przeciwbólowe, tabletki z kofeiną). Ostateczne pakowanie przepaków i przygotowanie roweru zostawiam na rano, startuję o godzinie 10:00, mam blisko na start, będę miał sporo czasu.

Przed 18:00 odbieram telefon od Jarka Krydzińskiego. Rozmawiamy kilkanaście minut, głównie o czekających mnie jutro zmaganiach z dystansem ultramaratonu BBT 2024. Dzięki Jarku za rozmowę i motywację.

Dzisiaj od godziny 20:00 startują zawodniczki i zawodnicy, dla których limit przejazdu wynosi 70 godzin. Dla osób startujących w sobotę rano limit przejazdu wynosi 60 godzin. Tym razem jednak nie wybieram się pokibicować. Postanawiam odpocząć na kwaterze.

Kolacja: kanapka (kajzerka, almette, żółty ser, pomidor), duży jogurt naturalny z płatkami kukurydzianymi i mieszanką studencką, serek wiejski.

Po kolacji telefonuję do Agi. Prysznic i pora spać. Zasypiam przed 23:00.

BBT 2024 - 1008 km Non Stop

BBT 2024 - 1008 km NON STOP

Sobota, 24 sierpnia 2024 (dzień startu w ultramaratonie Bałtyk Bieszczady Tour)

Budzę się po 6:00. Spałem bardzo dobrze, to ważne przed startem na takim dystansie. Czuję się dobrze. Biorę szybki prysznic.

Śniadanie: Podwójna kawa z mlekiem, kanapka (kajzerka, żółty ser, pomidor), serek wiejski z płatkami kukurydzianymi i drożdżówka.

Sprawdzam prognozę pogody, ma być dzisiaj bardzo ciepło a wiatr niesprzyjający. Na pogodę nie mam wpływu, muszę ją po prostu zaakceptować. Lubię ciepło, a wiatr… cóż, będzie wolniej.

Pora przygotować rower do startu. Smaruję łańcuch olejem, przypinam torbę podsiodłową i torebkę na ramę, montuję latarkę i wpinam nawigację wahoo. Tankuję bidony (odgazowana woda mineralna Muszynianka).

Pakuję worki przepakowe. Pierwszy na DPK w Żninie (porcja orzeszków ziemnych, porcja mieszanki studenckiej, porcja paluszków słonych, żelki Haribo, dwa snickersy, dwie półlitrowe cole, 6 żeli energetycznych, dwa zapasowe ogniwa do latarki, dwa mini powerbanki, spodenki, potówka, koszulka, skarpety). Drugi na DPK w Sandomierzu (porcja orzeszków ziemnych, porcja mieszanki studenckiej, porcja paluszków słonych, żelki Haribo, snickers, półlitrowa cola, 6 żeli energetycznych, dwa zapasowe ogniwa do latarki, dwa mini powerbanki, spodenki, potówka, koszulka, bluza, skarpety).

Smaruję się kremem UV-50. Smaruję tyłek sudokremem. Przebieram się w przygotowany wczoraj strój kolarski. Zakładam kask i okulary. Do kieszonek koszulki wkładam: telefon, półlitrową colę i 6 żeli energetycznych. Zakładam numer startowy (przypięty do paska, super ułatwienie). Telefonuję do Agi.

Jadę rowerem z bagażem na miejsce startu (Przystań Morska w Wolinie). Po chwili jestem na miejscu. Zdaje bagaż do auta, które zawiezie go na metę w Ustrzykach Górnych. Wracam na kwaterę po worki z przepakami. Jadę rowerem z przepakami na miejsce startu. Zdaje worki przepakowe do auta, które dostarczy je: pierwszy do Żnina, a drugi do Sandomierza.

Logistyka ogarnięta! Czuję się bardzo dobrze, jestem wypoczęty i wyspany.

Oczekiwanie na start. Rozmowy z zawodnikami i ich osobami towarzyszącymi oraz organizatorami. Nie widziałem na starcie pompki i nie dobiłem ciśnienia w oponach. Zwykle dobijam przed startem do 8,5 bara. Pewnie było ciut ponad 7 barów. Nie przejmuję się tym.

Zbliża się godzina startu, zostaję wywołany, odbieram urządzenie monitorujące pozycję GPS (tracker GPS). Od teraz jestem widoczny na stronie monitoringu. Mój numer startowy to 011. Wkładam tracker do torby podsiodłowej. Po chwili staję na linii startu. Super oprawę robią Warmińskie Wiedźmuchy. Jest głośno i wesoło.


numer startowy

Numer startowy BBT 2024

Punktualnie o godzinie 10:00 startuję z Przystani Morskiej w Wolinie. W grupie startowej: Aneta Lamik, Marcin Celiński, Witold Kania, Krzysztof Kurdej, Stanisław Ruchlicki, Paweł Bieniewski. W Bałtyk Bieszczady Tour zawodnicy są wypuszczani na trasę w 6-osobowych grupach. Kolejne grupy startują co 5 minut.

Ruszamy. Jest słonecznie i ciepło. Początek jest z wiatrem. Zaczynam spokojnie. Wyprzedzają mnie prawie wszyscy z mojej grupy startowej. Po 5 minutach mijam most obrotowy na Dźwinie. Kawałek dalej trasa skręca na południe i od teraz jadę pod wiatr.

Rozdzielamy się. W kategorii solo zawodnicy po starcie (na odcinku 5 km) mają obowiązek rozdzielenia się, tak aby odległość pomiędzy nimi wynosiła minimum 100 m (poza punktami kontrolnymi, światłami, przejazdami kolejowymi, itp).

Na 13 km trasa skręca na wschód, więc wiatr mniej przeszkadza. Jedzie się całkiem dobrze. Zjadam snickersa. Na 15 km trasy wyprzedza mnie Czarek Wójcik, który ostatecznie wygra te zmagania w kategorii solo. Na 17 km trasy pierwszy „siku-stop”. W miejscowości Rokita (28 km) trafiam na zamknięty przejazd kolejowy. Dojeżdżają kolejni zawodnicy jadący za mną i tworzy się nieduża grupka. Można powiedzieć, że to mała neutralizacja. Postój trwa krótko, niecałe 2 minuty. Po chwili ruszamy dalej i ponownie się rozdzielamy. Z czasem wyprzedzają mnie kolejni zawodnicy, którzy wyruszali na trasę po naszej grupie (ostatnich dziewięciu najmocniejszych zawodników wypuszczano na trasę pojedynczo, co minutę). Podjadam paluszki słone. O godzinie 11:17 dojeżdżam do miejscowości Golczewo. Na 46 km trasy „siku-stop”. Zjadam żela energetycznego. Jeszcze przed PK w Płotach wyprzedza mnie Bogdan Adamczyk jadący z nr 001, który ostatecznie zajmie drugie miejsce w kategorii solo. Na dojeździe do PK mijam się z zawodnikami, którzy z niego już wyjechali.

O godzinie 12:02 dojeżdżam do PK w Płotach na 61 km trasy. Średnia prędkość jazdy wynosi 31,0 km/h. Tankuję bidony (woda, izotonik). Zjadam mus śniadaniowy i ruszam dalej. Postój w PK zajął mi niecałe półtora minuty.

Jedzie mi się dobrze, na tym odcinku wiatr nie pomaga, ale też nie przeszkadza zbyt mocno. Tempo jest całkiem dobre. Samopoczucie jest bardzo dobre. Podjadam paluszki słone i mieszankę studencką. O godzinie 13:13 dojeżdżam do miejscowości Łobez (96 km). Przed wjazdem do miasta wyprzedzam Elę Rogóż. Zamieniamy kilka słów i życzymy sobie powodzenia. Spory ruch samochodowy, jedzie się niekomfortowo. Za miastem zjadam żela energetycznego.

O godzinie 13:55 dojeżdżam do PK w Drawsku Pomorskim na 115 km trasy. Średnia prędkość jazdy spada do 29,9 km/h (średnia prędkość z odcinka PK1 – PK2: 28,8 km/h). Za mną wjeżdża Krzysztof Kurdej z „mojej” grupy startowej. Tasujemy się na trasie, raz on jedzie przede mną, raz ja jadę przed nim. Zamieniamy kilka słów. Tankuję bidony (woda, izotonik). Zjadam arbuza i banana i ruszam dalej. Postój w PK zajął mi niecałe 3 minuty.

Jest bardzo ciepło i wietrznie, lubię ciepło, ale w tych warunkach trudno utrzymać odpowiednie nawodnienie organizmu. O godzinie 14:59 mijam Kalisz Pomorski (144 km). Podjadam mieszankę studencką i paluszki słone. Przed Mirosławcem wyprzedzam Kasię Kozłowską. Zamieniamy kilka słów, narzekamy na upał i życzymy sobie powodzenia. O godzinie 15:33 mijam Mirosławiec (160 km). Zajadam żela energetycznego. Za miastem na 161 km trasy „siku-stop”. Na 193 km trasy mały błąd nawigacyjny, przejechałem skręt w prawo, ale bardzo szybko to naprawiam. Podjadam żelki Haribo. O godzinie 17:20 dojeżdżam do miejscowości Skrzatusz (208 km). Mam już puste bidony, wypijam colę, która jedzie ze mną od startu. Po wjechaniu do Piły trafiam na zamknięty przejazd kolejowy. Dojeżdża jeden zawodnik, zamieniamy dwa słowa i po chwili ruszamy dalej. Postój był krótki, minutowy. W Pile zaliczam trzy postoje na czerwonych światłach.

O godzinie 17:55 dojeżdżam do PK w Pile na 223 km trasy. Średnia prędkość jazdy spada do 28,8 km/h (średnia prędkość z odcinka PK2 – PK3: 27,6 km/h). Piję dużo wody. Tankuję bidony (woda, izotonik (tabletka od kolegi bo na PK już nie było izo)). Wlewam wodę do butelki po coli. Nakładam sobie i zjadam niedużą porcję czystego makaronu. Zapisuję przejechaną trasę w wahoo i wgrywam do nawigacji track nr 2. Podłączam powerbanka do wahoo. Zabieram batona i ruszam dalej. Postój w PK zajął mi ponad 6 minut.

Zaraz po wyjechaniu z PK popełniam mały błąd nawigacyjny, wjeżdżam w nieprawidłowy zjazd na rondzie, ale natychmiast wracam na właściwą ścieżkę. Cały czas jest słonecznie i bardzo ciepło. Wiatr chyba nie słabnie, nadal nie pomaga. Jak na te warunki tempo jest jednak nadal akceptowalne, a samopoczucie całkiem dobre. Podjadam słone orzeszki ziemne. O godzinie 18:26 mijam miejscowość Kaczory (233 km). Podjadam żelki Haribo. Odłączam powerbanka od wahoo. O godzinie 19:53 dojeżdżam do Chodzieży (246 km). Włączam oświetlenie. Podjadam mieszankę studencką i paluszki słone. O godzinie 19:24 mijam Margonin (260 km). Słońce już tak nie pali ale cały czas jest ciepło i wietrznie. Włączam podświetlanie ekranu w wahoo i podłączam do niego powerbanka. Zjadam żela energetycznego. Na 293 km trasy popełniam mały błąd nawigacyjny, mijam skręt w lewo, ale bardzo szybko wracam na prawidłową ścieżkę. Przed Słębowem na 302 km trasy „siku-stop”.

O godzinie 21:19 dojeżdżam do DPK w Żninie na 311 km trasy. Średnia prędkość jazdy spada do 28,4 km/h (średnia prędkość z odcinka PK3 – PK4: 27,5 km/h). W punkcie jest bardzo dużo zawodników, jest bardzo tłoczno. Zamieniam kilka słów z Jackiem i Moniką Zielińskimi. Tankuję bidony (tylko woda, nie ma izotonika). Zabieram z przepaku: dwie półlitrowe cole, porcję orzeszków ziemnych, porcję mieszanki studenckiej, porcję paluszków słonych, snickersa, żele energetyczne, dwa mini powerbanki, dwa ogniwa do latarki. Odłączam powerbanka od wahoo. Wymieniam ogniwo w latarce. Wrzucam do przepaku zużytego powerbanka i zużyte ogniwo latarki. Nic nie jem, ciepły posiłek ma być za pół godziny. Wypijam colę, a drugą wkładam do kieszonki i ruszam dalej. Postój w PK zajął mi nieco ponad 13 minut.

O godzinie 21:24 dojeżdżam do miejscowości Barcin (332 km). Zjadam snickersa. Noc jest bardzo ciepła i wietrzna. Nadal jedzie się całkiem dobrze. Jedna trzecia trasy za mną. Na 339 km trasy „siku-stop”. Na tym odcinku mijamy się kilka razy z Adamem Wieczorkiem. Podjadam mieszankę studencką i paluszki słone. O godzinie 23:06 wjeżdżam do Inowrocławia (355 km). Na 359 km trasy kolejny „siku-stop”. Zjadam żela energetycznego.

Niedziela, 25 sierpnia 2024

O godzinie 00:01 dojeżdżam do PK w Dąbrowie Biskupiej na 379 km trasy. Średnia prędkość jazdy spada do 28,2 km/h (średnia prędkość z odcinka PK4 – PK5: 27,4 km/h). Tankuję bidony (woda, izotonik). Punkt mega zaopatrzony! Zamieniam kilka słów z Małgosią Kubicką. Zjadam kilka kawałków sernika, arbuza, kawałek chleba z żółtym serem. Zamieniam dwa słowa z Adamem Wieczorkiem. Zabieram snickersa i ruszam dalej. Postój w PK zajął mi niecałe 5 minut.

Noc jest bardzo ciepła, ale wiatr nie odpuszcza. Zwykle wiatr w nocy cichnie, jednak nie tym razem. Mimo wszystko nadal jedzie mi się całkiem dobrze. Nie lubię nocnej jazdy, ale jedzie się całkiem znośnie. Podjadam orzeszki ziemne i paluszki słone. O godzinie 01:21 docieram do miejscowości Brześć Kujawski (413 km). Zjadam żela energetycznego. Na 420 km trasy kolejne „siku-stop”.

O godzinie 02:08 dojeżdżam do PK w Kowalu na 433 km trasy. Odcinek od PK w Dąbrowie Biskupiej do PK w Kowalu przejeżdżam całkowicie sam. Nie widzę nawet światełek innych zawodników. Średnia prędkość jazdy spada do 28,0 km/h (średnia prędkość z odcinka PK5 – PK6: 26,6 km/h). Tankuję bidony (woda, woda). Zjadam ciepłą pomidorówkę. Wymieniam ogniowo w latarce. Zapisuję przejechaną trasę w wahoo i wgrywam do nawigacji track nr 3. Ruszam dalej. Postój w PK zajął mi około 5 minut.

Na tym odcinku trasa jest płaska. Jedzie się dobrze, ale pojawiają się już oznaki zmęczenia. Tempo jest jednak nadal znośne. Zjadam żela energetycznego. Na 450 km trasy „siku-stop”. Na 456 km trasy zatrzymuję się i podłączam powerbanka do wahoo. Postój zajął mi niecałe 3 minuty. O godzinie 03:10 docieram do Gostynina (457 km). Podjadam żelki Haribo. Na 458 km trasy popełniam mały błąd nawigacyjny, wjeżdżam w nieprawidłowy zjazd na rondzie, ale natychmiast wracam na właściwą ścieżkę. Podjadam mieszankę studencką i paluszki słone. Na tym odcinku jest sporo bardzo słabych asfaltów. Na 478 km trasy „siku-stop”. Wypijam colę. Wyłączam podświetlanie ekranu w wahoo i odłączam powerbanka. Na 507 km trasy kolejne „siku-stop”.

O godzinie 05:25 dojeżdżam do PK w Łowiczu na 513 km trasy. Średnia prędkość jazdy spada do 27,7 km/h (średnia prędkość z odcinka PK6 – PK7: 26,0 km/h). Połowa trasy Bałtyk Bieszczady Tour za mną. Jest już jasno, więc wyłączam światełka. Tankuję bidony (woda, izotonik). Zjadam małą porcję czystego makaronu i ruszam dalej. Postój w PK zajął mi nieco ponad 6 minut.

Noc minęła i od razu jedzie się lepiej, nie lubię nocnej jazdy. Tempo jak na warunki i ten etap zmagań z dystansem jest całkiem dobre. Na 531 km trasy kolejne „siku-stop”. Podjadam słone orzeszki ziemne. Pojawiają się małe podjazdy. Zjadam żela energetycznego. O godzinie 6:35 mijam Lipce Reymontowskie (538 km). Podjadam żelki Haribo. Na 555 km trasy kolejne „siku-stop”. Na 560 km trasy mały błąd nawigacyjny, mijam skręt w lewo ale bardzo szybko wracam na właściwą ścieżkę. Zjadam snickersa. Na 573 km trasy kolejne „siku-stop”. O godzinie 8:00 dojeżdżam do miejscowości Lubochnia (574 km). Podjadam mieszankę studencką. O godzinie 8:42 docieram do miejscowości Inowłódz (593 km). Zjadam żela energetycznego. Jest ciepło, wiatr nadal niekorzystny, sporo hopek. Mam kryzys, mocno osłabłem. Pojawia się pieczenie stóp. Czuję się zmęczony i mam puste bidony. O godzinie 9:24 na 609 km trasy (Opoczno) zjeżdżam na ORLEN. Kupuję zimną wodę mineralną i dwie półlitrowe cole. Wodę wylewam na siebie. Jedną colę wypijam, drugą wkładam do kieszonki i ruszam dalej. Ten postój trwał nieco ponad 5 minut.

O godzinie 09:33 dojeżdżam do PK Opoczno na 611 km trasy. Średnia prędkość jazdy spada do 27,3 km/h (średnia prędkość z odcinka PK7 – PK8: 25,3 km/h). Tankuję bidony (woda, izotonik). Zjadam pomidorówkę. Mam kryzys, telefonuję do Agi i trochę marudzę. Dostałem kopa motywacyjnego, ruszam więc dalej. Postój w PK zajął mi nieco ponad 5 minut.

Godzina 10:00, mija doba zmagań z dystansem ultramaratonu Bałtyk Bieszczady Tour, równo 24 godziny od startu. Mam przejechane 619 km. Bywało lepiej, ale nie jest źle. Uwzględniając warunki to całkiem dobry wynik. Do mety pozostało około 396 km. Trasa nie jest już płaska, trzeba mocniej naciskać na pedały. Niestety mocno osłabłem. O godzinie 10:04 mijam miejscowość Petrykozy (621 km). Zjadam żela energetycznego. O godzinie 10:39 dojeżdżam do miejscowości Końskie (634 km). Na 636 km pół minutowy postój, zapisuję w wahoo przejechaną trasę i wgrywam do nawigacji track nr 4. Podjadam żelki Haribo. Jest bardzo ciepło. Kryzys niestety się pogłębia, pieką mnie stopy. Na 641 km trasy siku-stop i odpoczynek w lesie, zdejmuje na chwile buty i polewam stopy wodą z bidonu. Wypijam colę. Postój zajął 6 minut. O godzinie 11:22 mijam miejscowość Stąporków (647 km). Na 653 km trasy 3 minutowy postój, polewam stopy wodą z bidonu. Zjadam żela energetycznego i ruszam dalej. O godzinie 12:13 docieram do miejscowość Skarżysko-Kamienna (669 km). Podjadam mieszankę studencką i słone paluszki. O godzinie 12:46 docieram do Wąchocka (682 km), za którym jest większy podjazd. Jakoś go pokonałem.

O godzinie 13:14 dojeżdżam do PK w Starachowicach na 692 km trasy. Średnia prędkość jazdy spada do 26,8 km/h (średnia prędkość z odcinka PK8 – PK9: 24,1 km/h). Zdejmuje buty. Idę zlać głowę zimną wodą. Lubię upał, ale tym razem nie daję rady. Jestem ugotowany. Chwilę odpoczywam. Tankuję bidony (woda, izotonik) Zjadam ryż z mięsem bez sosu. Smaruję się kremem UV-50. Podłączam powerbanka do wahoo i ruszam dalej. Postój w PK zajął mi 22 minuty.

Jest bardzo ciepło, słońce naprawdę mocno pali. Jedzie mi się słabo, zmęczenie daje o sobie znać. Zaczyna mi się kręcić w głowie. Czuję się, jakbym był pijany. Wystraszyłem się trochę. Staram się ten kryzys jakoś opanować. Zastanawiam się, czy to ja prowadzę rower, czy rower prowadzi mnie. Obleciał mnie przez moment strach, że mogę nie ukończyć tych zmagań. Jeszcze w Starachowicach zjeżdżam na stację paliw Circle K. Kupuję zimną wodę i dwie półlitrowe cole. Wodę wylewam na siebie. Jedną colę wypijam, a drugą wkładam do kieszonki. Ruszam dalej. Postój na stacji zajął mi 6 minut. Na 709 km trasy odłączam powerbanka od wahoo. Nawigacja w czasie doładowywania się nagrzewa. Wahoo pokazuję temperaturę 44 stopnie. Mam nadzieję, że nawigacja nie padnie. Podjadam słone orzeszki ziemne. Jest lepiej, ale tracę zapał do walki o przyzwoity wynik. Postanawiam, że na PK w Sandomierzu odpocznę trochę dłużej. Na 727 km trasy siku-stop. Wypijam colę. O godzinie 15:56 dojeżdżam do Opatowa (741 km). Zjadam żela energetycznego. Na 746 km trasy zauważam, że odkleiła się osłona przycisków w wahoo.

  Awaria wahoo

Zatrzymuję się, odrywam osłonę do końca i wrzucam ją do torebki na ramie. Może da się to w domu jakoś wkleić. Na 761 km trasy podłączam powerbanka od wahoo.

O godzinie 17:16 dojeżdżam do PK w Sandomierzu na 771 km trasy. Średnia prędkość jazdy spada do 26,5 km/h (średnia prędkość z odcinka PK9 – PK10: 23,5 km/h). Odłączam powerbanka od wahoo. Zdejmuje buty. Idę zlać głowę zimną wodą. Tankuję bidony (woda, izotonik). Oddaję tracker GPS do podładowania. Tutaj mam drugi przepak. Zabieram z przepaka: półlitrową colę, porcję orzeszków ziemnych, porcję mieszanki studenckiej, porcję paluszków słonych, snickersa, żele energetyczne, dwa mini powerbanki, dwa ogniwa do latarki. Wymieniam ogniwo w latarce. Wrzucam do przepaku zużyte powerbanki i zużyte ogniwa do latarki. Zjadam makaron z mięsem. Piję bardzo dużo wody mineralnej. Wypijam colę. Odpoczywam. Rozmawiam z Rafałem Węsławskim, który wiezie przepaki na metę. Moczę stopy w zimnej wodzie (organizator przygotował pojemniki z zimną wodą). Telefonuję do Agi. Marudzę, że ciężko, że stopy pieką…, usłyszałem „Chyba nie zamierzasz się wycofać!”, więc zakładam skarpety i buty, zabieram trackera GPS i ruszam dalej. Postój w PK zajął mi 45 minut.

Po odpoczynku i kopie motywacyjnym od żony jedzie się trochę lepiej. Słońce słabnie, ja trochę odżywam. Na 785 km trasy „siku-stop”. Podjadam mieszankę studencką. O godzinie 18:45 dojeżdżam do miejscowości Grębów (790 km). W Sandomierzu wypiłem bardzo dużo wody mineralnej, więc na 794 km i na 804 km trasy kolejne „siku-stopy”. Zjadam żela energetycznego. Na 812 km robię 8 minutowy postój, telefonuję do Agi z informacją, że czuję się już trochę lepiej. Włączam oświetlenie i ruszam dalej. Podjadam żelki Haribo. Na 819 km trasy popełniam mały błąd nawigacyjny, minąłem skręt w lewo, ale natychmiast wracam na właściwą ścieżkę. Na 827 km trasy kolejne „siku-stop”. O godzinie 20:41 docieram do miejscowości Raniżów (832 km). Stopy znowu zaczynają mocno boleć. Wyprzedza mnie duża grupa zawodników. Na 834 km zjeżdżam na stację benzynową. Spotykam zawodników, którzy przed chwilą mnie wyprzedzali. Kupuję dwie półlitrowe cole. Jedną wypijam, drugą wkładam do kieszonki. Odpoczywam chwilkę. Podjadam mieszankę studencką. Po chwili ruszam dalej. Postój zajął mi niecałe 9 minut. Niestety ból stóp narasta. Na 836 km trasy zatrzymuję się na poboczu, żeby wziąć tabletkę przeciwbólową i tabletkę z kofeiną. Tabletki popijam colą. Na 844 km trasy kolejne „siku-stop”. O godzinie 21:40 dojeżdżam do miejscowości Sokołów Małopolski (845 km). Tabletki popite coca-colą to chyba nie był najlepszy pomysł. Żołądek się buntuje, pojawia się wstręt do słodkiego. Będzie problem z dostarczaniem kalorii. Nadal jest bardzo ciepło, ale wiatr chyba zmienił kierunek i zaczyna pomagać. Podjadam paluszki słone. Na 850 km trasy zatrzymuję się na pół minuty, żeby zapisać przejechaną trasę w wahoo i wgrać do nawigacji track nr 5. Wypijam colę. Na 860 km trasy kolejny „siku-stop”.

O godzinie 22:35 dojeżdżam do PK w Łańcucie na 870 km trasy. Średnia prędkość jazdy spada do 26,1 km/h (średnia prędkość z odcinka PK10 – PK11: 23.9 km/h). Tankuję bidony (woda, izotonik). Zjadam kanapkę z żółtym serem, potem drożdżówkę. W punkcie jest Marcin Celiński. Rozmawiamy chwilę. Marcin zamierza się wycofać. Próbuję go zmotywować do dalszej jazdy. Może wynik sportowy nam już uciekł, ale warto powalczyć o ukończenie ultramaratonu. Ostatecznie Marcin się nie poddał i dojechał na metę w Ustrzykach Górnych. Brawo! Jest bardzo ciepło, idę zlać głowę zimną wodą. Odpoczywam chwilę i po paru minutach ruszam dalej. Postój w PK zajął mi 30 minut.

Jestem już zmęczony, żołądek się buntuje. Jadę swoim tempem, najtrudniejsze podjazdy jeszcze przede mną. Dobra nowina jest taka, że wiatr wieje w plecy i mocno pomaga. O godzinie 23:49 dojeżdżam do miejscowości Kańczuga (888 km). Mimo, że jest kilkanaście stopni ciepła, to robi mi się chłodno.

Poniedziałek, 26 sierpnia 2024

Na 896 km zatrzymuję się i zakładam nogawki, rękawki i kamizelkę-wiatrówkę. Podłączam przy okazji powerbanka do nawigacji wahoo. Zjadam żela energetycznego. Postój zajmuje mi ponad 4 minuty. Mija mnie spora grupa zawodników. O godzinie 00:37 dojeżdżam na szczyt pierwszego z trzech największych podjazdów na trasie BBT (901 km). Miejscami było naprawdę sztywno. Teraz szybki zjazd, na szczęście ubrałem się wcześniej. Jest 18 stopni, ale wilgotne ciuchy i wilgotne powietrze na szybkim zjeździe potrafią mocno wychłodzić. Zaraz za szczytem popełniam mały błąd nawigacyjny, mijam skręt w prawo, ale natychmiast naprawiam błąd i wracam na właściwą ścieżkę. Na 907 km trasy „siku-stop”. Temperatura spada do 14 stopni i robi mi się zimno. Zatrzymuję się pod oświetlonym budynkiem Ochotniczej Straży Pożarnej w miejscowości Nienadowa na 909 km trasy. Wyjmuję z torby podsiodłowej i zakładam: czapkę pod kask, buff, bluzę, wiatrówkę i po 5 minutach postoju ruszam dalej. Podjadam słone orzeszki ziemne. Tempo jest już słabiutkie, jestem zmęczony i łapie mnie senność. Morale dramatycznie spada, ale do mety trzeba jakoś dokręcić. Odłączam powerbanka od Wahoo.. O godzinie 1:25 mijam most na Sanie (913km). Zjadam żela energetycznego. W jednej ze wsi mocno pogonił mnie pies, więc chociaż przez chwilkę było szybciej. Na 926 km trasy siku-stop.

O godzinie 2:17 dojeżdżam do PK w Birczy na 929 km trasy. Średnia prędkość jazdy spada do 25,6 km/h (średnia prędkość z odcinka PK11 – PK12: 19,7 km/h). W punkcie jest Oskar Szproch, rozmawiamy chwilę. Zjadam kanapkę z żółtym serem i ciepłą pomidorówkę. Do mety pozostało około 86 km. Niby niedaleko, ale jest środek nocy, nie śpię już od ponad 44 godzin i zaczynam przysypiać na rowerze. Dodatkowo mocno pieką mnie stopy. Potrzebuję krótkiej drzemki. Podejmuję decyzję, że prześpię się z półtorej godziny i przed świtem pojadę dalej, aby metę w Ustrzykach Górnych osiągnąć przed upływem drugiej doby zmagań z dystansem. Zapisuję trasę i wyłączam nawigację wahoo. Wysyłam SMS-a do Agi, żeby się nie martwiła jak zobaczy, że nie jadę dalej. Kładę się spać.

Budzę się po godzinie i 20 minutach. Wypijam kawę z mlekiem. Tankuję bidony (woda, woda). Zjadam żela energetycznego. Wymieniam ogniwo w latarce. Włączam wahoo, podłączam do niego powerbanka. Włączam oświetlenie i o godzinie 4:30 ruszam dalej. Na początek spory podjazd, a potem długi zjazd. Rozwidnia się. Krótka regeneracja spowodowała, że jedzie mi się całkiem znośnie.

  Bieszczady

Na 943 km trasy zatrzymuję się zrobić fotkę. Mgiełki o świcie. Piękny widok. Odłączam powerbanka od Wahoo. Podjadam mieszankę studencką. O godzinie 6:10 dojeżdżam do Krościenka (961 km).

O godzinie 6:33 dojeżdżam do Ustrzyk Dolnych (969 km). Zjeżdżam do Żabki. Wyłączam oświetlenie. Kupuję i zjadam jogurt naturalny oraz serek wiejski. Tego mi brakowało. Przed sklepem rozmawiam z zawodnikiem, który też tutaj robił zakupy i się posilał. Po chwili kolega rusza dalej. Rozmawiam jeszcze chwilkę z właścicielem sklepu i ruszam dalej. Postój zajął mi 8 minut. Punkt kontrolny w Ustrzykach Dolnych nie jest obowiązkowy, więc do niego nie zajeżdżam, skręcam od razu na Ustrzyki Górne. Do mety jest już blisko, ale przede mną jest jeszcze podjazd do Żłobka, krótki zjazd i podjazd do punktu widokowego za Czarną Górą. Potem zjazd i ostatnie kilkanaście kilometrów lekko pod górę.

Przed Żłobkiem na 982 km trasy „siku-stop”. O godzinie 7:33 dojeżdżam do Żłobka (983 km). Jest pochmurno i mgliście. Teraz zjazd. Jak to zjazd minął szybko. Przede mną podjazd pod Czarną. Zjadam żela energetycznego. Staram się jechać w miarę równo. O godzinie 8:09 mijam szczyt podjazdu (993 km). Teraz szybki zjazd. O godzinie 8:12 mijam Lutowiska (995 km). Zostało około 20 km. Trasa do mety wiedzie lekko pod górę. Podjadam słone orzeszki ziemne. Spokojnie kręcę w stronę mety.


Ustrzyki Górne 14 km

Ustrzyki Górne 14 km

Na 1000 km trasy zatrzymuję się przy znaku drogowym - Ustrzyki Górne 14 km. Robię fotkę, telefonuję do Agi i po 5 minutowym postoju ruszam dalej. Na 1005 km trasy robię krótki postój, na przystanku autobusowym w miejscowości Pszczeliny. Ściągam czapkę, buff, rękawki, wiatrówkę i chowam do torby podsiodłowej. Nogawki i bluzę zostawiam na sobie. Jest pochmurno i jest mi chłodno. Wyrzucam do kosza opakowania po batonach i żelach. Ruszam dalej. Postój zajął mi 4 minuty. Przede mną ostatnie 10 km.

O godzinie 9:10 wjeżdżam na metę w Ustrzykach Górnych (Zajazd Caryńska). Średnia prędkość jazdy spada do 25,1 km/h (średnia prędkość z odcinka PK12 – META: 20,5 km/h). Na mecie wita mnie dźwięk dzwonka. Są brawa! Jest bardzo przyjemnie.

 

Medal BBT 2024

Medal - BBT 2024

 

Weronika Janik wręcza mi medal BBT. Oddaję tracker GPS. Jestem bardzo szczęśliwy. Ukończyłem swój czwarty Bałtyk Bieszczady Tour. Czas na pamiątkową fotkę na mecie. Telefonuję do Agi.

Meta BBT 2024

Meta - BBT 2024

 

Przejechałem 1015 km w czasie 47 godzin 10 minut. Wszystkie postoje zajęły mi 6 godziny i 46 minut.

Średnie prędkości netto i czasy postojów

Średnie prędkości netto i czasy postojów

 

Infografika BBT 2024

Infografika BBT 2024

Na metę dojeżdżają kolejni zawodnicy. Jest super atmosfera. W Zajeździe Caryńska jest bardzo dużo zawodniczek i zawodników, którzy przyjechali na metę przede mną. Składamy sobie gratulacje. Wymieniamy się wrażeniami z trasy.

Zjadam posiłek regeneracyjny. Odbieram bagaż i jadę rowerem na kwaterę (Noclegi Terebowiec, dawny Hotelik Biały). Po chwili jestem na miejscu. Mam pokój z czterema łóżkami na wyłączność za cenę jednego łóżka. Standard turystyczny, ale ja nie mam dużych wymagań. Zostawiam rower i bagaż w pokoju, biorę prysznic, chwilę odpoczywam i wracam na metę. W Zajeździe Caryńska rozmowy… rozmowy… rozmowy…

Grafika BBT 2024

Bałtyk Bieszczady Tour 2024

Nagradzam się plackiem po zbójnicku. Rozmawiam chwilę z Tomkiem Spyrą. Święto ultrakolarstwa trwa!

Wracam do Terebowca, zrzucam do telefonu pliki gpx i łącze je w całość. Poszło bez problemu! Zrzucam trasę na Stravę i po chwili wracam rowerem do Zajazdu Caryńska. Kolejne rozmowy z uczestnikami ultramaratonu BBT. Trudno wszystkich wymienić, aby kogoś nie pominąć…

Rozmawiam z Czarkiem Urzyczynem, okazało się że Roman Skarbowski, który z nim jechał kawałek trasy, szuka noclegu a ja mam wolne łóżka w pokoju. Dopełniam formalności w recepcji i problem rozwiązany. Miały dołączyć jeszcze dwie osoby szukające noclegu, ale chyba znalazły wolne miejsca gdzie indziej.

Święto kolarstwa ultra trwa w najlepsze. Do mety dociera Ela Rogóż, witamy ją bardzo głośno!

Spotykam Tomka Gapińskiego, który nie startował w BBT, ale przyjechał po kolegów. Wrócić z Ustrzyk Górnych nie jest łatwo! Tomek to wulkan pozytywnej energii, a jego zaraźliwy śmiech rozchmurzy największego ponuraka. Rozmawiamy trochę i okazało się, że Tomek ma jedno wolne miejsce w aucie i może mnie jutro rano zabrać do Warszawy. Wielkie dzięki Tomku! Bardzo mi ułatwiłeś powrót! Transport roweru do Jabłonny zaproponował mi Jacek Zieliński. Wielkie dzięki Jacku! Bardzo mi pomogłeś!

Spotykam Małgosię Kubicką, która zaliczyła upadek na trasie po zderzeniu z dużym psem i nie ukończyła ultramaratonu. Chwilę rozmawiamy. Spotykam Mariana Kołodziejskiego. Wspominamy nasze zmagania w jednej grupie w czterech ultramaratonach w 2019 roku. Spotykam jeszcze wiele, wiele osób, ale nie sposób tutaj wszystkich wymienić.

Zabieram przepaki i wracam do Terebowca. Odpoczywam chwilę i idę ponownie do Zajazdu Caryńska. Po drodze spotykam Szczepana Birkosa. Zachodzimy do sklepu na lody.

Wieczorem impreza finałowa. Jest bardzo tłoczno. Rozpoczyna się część oficjalna. Zwycięzcy poszczególnych kategorii odbierają puchary, nagrody i koszulki. Wielkie brawa! Po części oficjalnej biesiada. Ja jednak wracam do Terebowca, jestem zmęczony. Telefonuję do Agi i kładę się spać. Zasypiam jak niemowlak...

Wtorek, 23 sierpnia 2024

Wstaję po godzinie 6:00. Jadę rowerem do sklepu po produkty na śniadanie. Niestety sklep jeszcze zamknięty. Wracam na kwaterę i wypijam kawę. Rower i bagaż ładuję do busa Jacka Zielińskiego. Zabieram plecak i schodzę pod sklep, skąd ma mnie zabrać Tomek z kolegami. Po chwili podjeżdża Tomek, a z nim Marcin Bober, Andrzej Biel i Andrzej Zaborowski. Czekamy aż otworzą sklep i kupujemy coś do jedzenia na trasę. Po chwili ruszamy w drogę. Czas podróży mija na rozmowach… niestety to ja najwięcej gadałem, zamęczając kolegów swoimi „mądrościami”. Przepraszam Panowie! Przed godziną 13:00 docieramy do Lotniska Chopina w Warszawie. Jeszcze raz wielkie dzięki za podwózkę! Tomek z kolegami jadą dalej w stronę Szczecina, a ja SKM-ką jadę do Legionowa Przystanek i po krótkim spacerze przed godziną 15:00 jestem w domu.

Koniec przygody… ale mam nadzieję, że ja tam jeszcze wrócę.

mapa gmin 2024

 

Przy okazji udziału w maratonie Bałtyk Bieszczady Tour 2024 zaliczyłem kilkanaście nowych gmin (trasa była trochę zmieniona w porównaniu z poprzednimi edycjami, w których brałem udział).

W kategorii solo zająłem odległe 17 miejsce. Oczywiście niedosyt jest spory… ale cieszę się, że dałem radę ukończyć te zmagania. Wreszcie po dwóch latach niepowodzeń udało się wystartować w ultramaratonie i dojechać do mety. Przed startem obawiałem się czy w trakcie zmagań nie odezwie się jakaś kontuzja. Przez pierwszą dobę szło naprawdę dobrze. W 24 godziny przejechałem 619 km i miałem tylko godzinę i kilka minut postojów. Niestety w drugiej dobie zaczęły się problemy. Mocno osłabłem i pojawił się uciążliwy ból stóp, straciłem chęć do „walki” o wynik.

Plan vs rzeczywistość

Plan vs. rzeczywistość

Plan przed startem plan był prosty - „Jak najszybciej być na mecie”. Jak powiedział kiedyś Mike Tyson: „Każdy ma jakiś plan dopóki nie dostanie pięścią w pysk…" Ja taki cios zaliczyłem w Starachowicach. Potem po prostu próbowałem dojechać do mety w Ustrzykach Górnych.

W opinii wielu zawodników warunki pogodowe w porównaniu z poprzednimi edycjami BBT były bardzo trudne. Upał i w dużej części trasy mocny, niesprzyjający wiatr. Ze zmagań z dystansem BBT wycofało się ponad 70 osób. Lubię ciepło, ale nawet dla mnie w drugiej dobie zmagań było za ciepło. Miałem przejściowe trudności. Warunki pogodowe to jednak nie wymówka, wszyscy mieli takie same.

Gratuluję wszystkim osobom, które pokonały ten dystans! Każdy, kto ukończył Bałtyk Bieszczady Tour powinien być z siebie dumny. Gratulacje należą się również zawodnikom, którym nie udało się ukończyć, brawa należą się za podjęcie tego trudnego wyzwania, warunki były tym razem naprawdę trudne.

Gratuluję zwycięzcom poszczególnych kategorii!

Dziękuję rodzinie za wyrozumiałość i wsparcie!!!
Dziękuję Eli i Radkowi Rogóż za transport roweru do Wolina.
Dziękuję Jackowi i Monice Zielińskim za transport roweru do Jabłonny.
Dziękuję Tomkowi Gapińskiemu za podwózkę do Warszawy!
Dziękuję wszystkim wolontariuszom za pracę i super atmosferę, wasze wsparcie jest bezcenne. Dziękuję autorom zdjęć za ich udostępnienie.

Pozdrawiam wszystkich uczestników wspólnego zmagania się z dystansem. Do zobaczenia na ultra trasach.

Pora na odpoczynek… :)

PS. Relacja powstała dzięki mojej żonie i córce. Kiedy stwierdziłem, że tym razem nie będę pisał relacji, ponieważ nie ma co opisywać, nie bardzo mam czas, nie bardzo mi się chce. Poza tym na pewno nikt nie będzie chciał tracić czasu na czytanie moich wypocin. Aga i Ola stwierdziły, że mam napisać choćby tylko dla nich…

Może jednak ktoś będzie chciał stracić trochę czasu…

 


< WSTECZ