Pierścień Tysiąca Jezior 2022
2–3 lipca 2022 roku. Ultramaraton rowerowy z cyklu Pucharu Polski w Ultramaratonach Kolarskich. Start ostry z Miłakowa, meta w miejscowości Świękitki. Według GPS-a 609 km.
Trasa: Świękitki (start techniczny) – Miłakowo (stary ostry) – Orneta – Mingajny – Lidzbark Warmiński – Wozławki – Bisztynek – Korsze – Barciany – Srokowo – Węgorzewo – Banie Mazurskie – Gołdap – Żytkiejmy – Wiżajny – Rutka Tartak – Szypliszki – Sejny – Giby – Augustów – Dowspuda – Raczki – Olecko – Wydminy – Rydzewo – Woźnice – Ryn – Mrągowo – Reszel – Lutry – Jeziorany – Dobre Miasto – Lubomino – Świękitki.
Trasa PTJ 2022
Profil trasy PTJ 2022
Rower do startu przygotowuje mi RAV Serwis w Legionowie. Bardzo polecam ten serwis! Rafał Wysocki doskonale zna się na swojej pracy, rowery to jego pasja.
Rower: Dolan L’Etape z prostą kierownicą. Własnoręcznie złożone koła (obręcze alu 30mm, piasty novatec, płaskie szprychy 24/28). Nowe opony Continental GP 5000 rozmiar 25C. Napęd: korba 5O/36, kaseta 11/28, nowy łańcuch, nowe gripy piankowe. Nowe linki przerzutek. Przerzutki i hamulce wyregulowane.
Piątek, 1 lipca 2022 roku.
Pobudka o godzinie 6:00. Kawa, śniadanie i pakowanie wszystkiego do auta. O godzinie 9:20 wyruszam z Chotomowa do miejscowości Pityny (ok 250 km), gdzie mamy zarezerwowany pokój w gospodarstwie agroturystycznym - Siedlisko Podgórze (4 km od bazy maratonu). Jest słonecznie i bardzo ciepło.
Przed godziną 13:00 docieram na miejsce. Krótka rozmowa z Edytą, właścicielką Siedliska Podgórze. Dostaję pokój na piętrze, moim współlokatorem będzie Radek Rogóż, który w tym roku startuje w Małym Pierścieniu Tysiąca Jezior. Rozpakowuję bagaże, zjadam jogurt naturalny z płatkami owsianymi. Krótka rozmowa z Krzysztofem Rajcą. Jadę autem do bazy ultramaratonu po pakiet startowy. W bazie są: Robert Janik, Cezary Dobrochowski oraz Oskarch Szproch z córkami, które pomagają w organizacji ultramaratonu. Odbieram pakiet startowy, chwilę rozmawiamy, wspominamy poprzednie edycje. Kiedy miałem się zbierać przyszła ulewa. Czekam aż przestanie mocno padać i zbieram się do Siedliska Podgórze.
O godzinie 15:30 obiad. Edyta przygotowała pyszną zupę pomidorową z makaronem, a na drugie danie pierogi z mięsem. Na deser ciasto i kompot. Bardzo smaczne! Po obiedzie rozmowy z gospodarzami Edytą i Wojtkiem. Dołącza do nas Zdzisław Piekarski. Opowiada swoje wspomnienia związane z aresztowaniem w czasie zamieszek w Radomiu w 1976 roku. To były okropne czasy... Wracam do pokoju, odpoczywam, a później biorę się za przygotowania do jutrzejszego startu.
Przypinam numer startowy do paska startowego. Otrzymałem numer 174, Startuję w kategorii SOLO, w której zawodnicy po starcie mają obowiązek rozdzielenia się, tak aby odległość pomiędzy nimi wynosiła minimum 100 m (poza punktami kontrolnymi, światłami, przejazdami kolejowymi). Oklejam kask i rower naklejkami z numerem startowym. Przepak postanawiam przygotować jutro rano, po sprawdzeniu prognozy pogody. W Siedlisku Podgórze pojawia się mój współlokator: Radek Rogóż – najbardziej chciany trener ultrakolarzy w Polsce.
O godzinie 20:00 kolacja. Stół suto zastawiany ale ja ograniczam się do kanapek z wędliną, żółtym serem i pomidorem. Rozmowy z gospodarzami i uczestnikami jutrzejszych zmagań, którzy noc przedstartową spędzają w Siedlisku Podgórze: Radek Rogóż, Paweł Grześkowiak, Rafał Węsławski, Mariusz Czupryniak. Po kolacji odpoczynek, szykowanie power banków (trzeba uczynić je wodoodpornymi), rozmowy z Radkiem. Zrobiło się późno, jest już grubo po godzinie 22:00. Prysznic, telefon do żony i pora spać. Długo nie mogę usnąć ale w końcu wpadam w objęcia Morfeusza.
Sobota, 2 lipca 2022 roku (dzień startu).
Budzę się wcześnie przed godziną 5:00 ale udaje się jeszcze usnąć. Wstaję po godzinie 6:00. Wypijam kawę z mlekiem, zjadam jogurt naturalny z płatkami owsianymi, potem druga kawa z mlekiem. Radek zbiera się na start. Sprawdzam prognozę pogody. Niestety ma padać deszcz, na szczęście mniej intensywny niż wcześniej zapowiadano. Przygotowuję ubrania na start (10:20 z bazy w Świękitkach), spodenki, potówka, koszulka, kurtka przeciwdeszczowa, rękawiczki, skarpety, buty SPD, ochraniacze przeciwdeszczowe na buty, kask, okulary. Sprawdzam ślad trasy w nawigacji Wahoo Elment Bolt.
Telefon do żony. O godzinie 8:00 śniadanie. Zjadam dużą porcję jajecznicy i poprawiam kanapką z wędliną, żółtym serem i pomidorem, a na koniec kawałek ciasta i kawa z mlekiem. Wracam do pokoju i pakuję przepak, który będzie dostępny na 247 kilometrze trasy, w Dużym Punkcie Kontrolnym w miejscowości Stankuny nad jeziorem Wiżajny (ośrodek wypoczynkowy Ranczo Kalinka). Wrzucam do worka: potówkę na długi rękaw, rękawki i nogawki, bluzę, mini power bank, zapasowe ogniwo do latarki, butelkę coca-coli, porcję suszonych daktyli, porcję solonych orzeszków ziemnych, dwa małe snickersy i żelki haribo.
Niestety pada deszcz!
Przygotowuję rower do startu, pakuję torebkę podsiodłową (2 dętki, łatki, łyżki, mini pompka, izolacja, zapasowy hak przerzutki, multi klucze, klucz do szprych, nyple, wentyle, kawałek papieru toaletowego, dowód osobisty, buff i czapka), montuję oświetlenie (modyfikowana latarka Convoy S2 na przód, mocna lampka 0,5 W na tył). Montuję komputerek Wahoo Elemnt Bolt. Napełniam bidony izotonikiem. Dobijam ciśnienie w oponach do 8,5 barów. Montuje na ramie torebkę, do której wrzucam: mini power bank, małego snickersa, zapasowy kabel usb do ładowania nawigacji, kilka strunówek. Smaruję łańcuch. Rower gotowy do jazdy!
Deszcz prawie przestał padać!
Przebieram się w przygotowany wcześniej strój kolarski. Pakuję do kieszonek: telefon w torebce strunowej, folię NRC, porcję suszonych daktyli, porcję solonych orzeszków ziemnych. Na wszelki wypadek smaruję kark, ręce i nogi kremem z filtrem UV.
O godzinie 9:40 wyruszam rowerem do bazy ultramaratonu, na start techniczny. Przepak wiozę na plecach (jak plecak). Po kilku minutach jestem na miejscu.
fot. @pierscientysiacajezior
Oddaję przepak do auta technicznego. Odbieram tracker GPS i kartę magnetyczną do odbijania obecności na DPK i mecie. Tracker GPS montuję na ramie roweru. Rozmawiam z innymi uczestnikami ultramaratonu, między innymi z Jarkiem Krydzińskim i Adamem Wieczorkiem. Wreszcie nadchodzi czas startu. Zostałem przydzielony do dwudziestej dziewiątej grupy startowej w składzie: Zdzisław Piekarski, Cezary Chądzyński, Piotr Sternal, Bartosz Kalisz, Mateusz Mrugała, Paweł Bieniewski.
fot. Natalia Zięba
Sędzia główny ultramaratonu - Cezary Dobrochowski wypuszcza nas na trasę. Ruszamy punktualnie o godzinie 10:20. Mamy pół godziny na przejechanie do Miłakowa, gdzie odbędzie się start ostry i rozpocznie się pomiar czasu. Na razie nie pada, co najwyżej chwilami minimalna mżawka. Jarek Krydziński, który startował przed nami wraca do bazy, zapomniał zabrać bidony.
Po kilkunastu minutach dojeżdżamy do Miłakowa. Mam jeszcze czas na telefon do żony i rozmowy przedstartowe z uczestnikami maratonu. Tobiasz Jankowski zachwala radar Garmina. Krótka rozmowa z Tomkiem Gapińskim, Ewa już rozpoczęła zmagania z dystansem. Po kilku minutach jesteśmy proszeni na linię startu.
fot. @pierscientysiacajezior
Punktualnie o godzinie 10:50 ruszamy całą grupą startową na trasę XI edycji ultramaratonu Pierścień Tysiąca Jezior 2022. Ruszam dość żwawo. Nie pada, asfalt lekko wilgotny ale opony nie sypią wodą po nogach. Rozdzielamy się na przepisową odległość. Kategoria solo to samotne zmagania z dystansem i swoimi słabościami. Czuję się dobrze, tempo jest dobre. O godzinie 11:17 dojeżdżam do miejscowości Orneta. Wiatr raczej pomaga. Za Ornetą zaczynam wyprzedzać zawodników startujących wcześniej. Doganiam Jarka Krydzińskiego, który po powrocie po bidony do bazy, zdążył wystartować jeszcze przed moją grupą startową. Zamieniamy kilka słów. Momentami pada słaba mżawka. Podjadam daktyle i popijam izotonikiem. Jeszcze przed pierwszym PK wyprzedzają mnie: najpierw Czarek Wójcik a chwilę później Damian Pazikowski (Damian wygrał te zmagania w kategorii SOLO, a Czarek zajął w nich drugie miejsce).
O godzinie 12:24 dojeżdżam do PK-1 w Lidzbarku Warmińskim na 51 kilometrze trasy. Średnia prędkość jazdy wynosi 32,5 km/h. W PK jest jeszcze Damian Pazikowski ale bardzo szybko zbiera się w trasę. Tankuję jeden bidon izotonikiem, zabieram małego banana i ruszam dalej. Postój zajął mi niecałe półtora minuty. W tej edycji nie trzeba podpisywać listy i stemplować karty zawodnika na punktach kontrolnych. Rozliczenie przejazdu będzie na podstawie zapisu przejazdu z trackera GPS oraz potwierdzeń obecności na dużym PK i mecie za pomocą karty magnetycznej. Zjadam banana. Jedzie mi się bardzo dobrze. O godzinie 13:15 mijam Bisztynek. Wyprzedzam kolejnych zawodników. Zjadam kilka daktyli. Jest pochmurno ale nie pada, wiatr raczej pomaga. Jadę w rozpiętej deszczówce. O godzinie 14:00 mijam miejscowość Korsze.
O godzinie 15:05 dojeżdżam do PK-2 w Leśniewie (kompleks rekreacyjno sportowy nad jeziorem Rydzówka) na 138 kilometrze trasy. Średnia prędkość jazdy minimalnie wzrasta do 32,6 km/h (średnia prędkość z odcinka PK1 – PK2: 32,7 km/h). Ściągam kurtkę przeciwdeszczową. W punkcie jest dużo zawodników. Tankuję bidony izotonikiem, zjadam trzy naleśniki z dżemem jabłkowym i ruszam dalej. Postój zajął mi niecałe trzy i pół minuty. Przed Węgorzewem zaczyna padać deszcz. Zatrzymuję się i zakładam kurtkę przeciwdeszczową. O godzinie 15:28 dojeżdżam do Węgorzewa. Przejazd przez miasto idzie sprawnie, nie ma dużego ruchu samochodowego. Na 152 kilometrze trasy wyprzedza mnie Michał Nowok (Michał zajął w tych zmaganiach trzecie miejsce w kategorii SOLO). Po chwili przestało padać, rozpinam kurtkę przeciwdeszczową. O godzinie 16:17 mijam Banie Mazurskie na 173 kilometrze trasy. Podjadam daktyle. W miejscowości Boćwinka na 181 kilometrze trasy wjechałem na chodnik, chciałem ominąć odcinek starego bruku. Jak się później okazało chodnik za przystankiem autobusowym był pokryty bardzo śliską mazią i zaliczyłem upadek na lewy bok. W ułamku sekundy rower uciekł mi spod tyłka i wylądował w trawie. Mocno walnąłem barkiem o chodnik, poczułem bardzo duży ból i pomyślałem, że już pozamiatane. Sprawdzam czy da się jechać dalej. O dziwo mogę ruszać ręką w stawie barkowym, co prawda z bólem ale nie takim jak przy złamaniu. Sprawdzam rower, koła proste, manetki działają, wypięła się nawigacja ale leży blisko i działa. Lekkie obcierki na kolanie, nadgarstku i łokciu, konkretny szlif na tyłku. Boli biodro ale da się zginać nogę. Przeciw deszczówka ubabrana i lekko rozdarta. Może da się jechać dalej. Po niespełna minucie od upadku wsiadam na rower i kręcę dalej. Najpierw powoli ostrożnie, bo może to tylko adrenalina maskuje ból. Okazuje się, że mogę kręcić normalnie, dyskomfort jest ale nie tak duży abym nie mógł jechać dalej. Wracam do gry, mimo bólu morda mi się cieszy. Zjadam snickersa. Przez kilkanaście sekund wariuje mi nawigacja ale po chwili zaczyna działać normalnie. Wystraszyłem się, że to awaria po upadku. Na szczęście to tylko chwilowy problem z zasięgiem satelitów.
O godzinie 17:12 dojeżdżam do PK-3 w miejscowości Gołdap na 199 kilometrze trasy. Średnia prędkość jazdy spadła do 31,8 km/h (średnia prędkość z odcinka PK2 – PK3: 30,1 km/h).
fot. @pierscientysiacajezior
fot. @pierscientysiacajezior
Perfekcyjnie zorganizowany punkt. Obsługa zabiera bidony do zatankowania. Wypijam kubek coli. Zjadam kawałek banana i kawałek arbuza. W punkcie jest Adam Wieczorek, który startował 5 minut przede mną, rozmawiamy chwilę. Adam zaliczył w Boćwince pomyłkę trasy i musiał nadrobić trochę dystansu. Zabieram mus jogurtowo – owocowy, dwa batony „dobra kaloria” i ruszam dalej. Postój zajął mi minutę i kilkanaście sekund. Zjadam mus. Podłączam mini power bank do Wahoo. Bateria nawigacji jest jeszcze mocno naładowana ale postanawiam naładować ją przed nocą do pełna. Wyprzedza mnie Adam Wieczorek, który na ostatnim PK zabawił trochę dłużej niż ja. Na 228 kilometrze trasy siku-stop. Momentami lekko kropi, wiatr nadal pomaga. Przede mną kilka podjazdów, zjadam batona, kilka daktyli i trochę solonych orzeszków ziemnych. Czuję się całkiem dobrze. Na jednym z podjazdów wyprzedzam Pawła Grześkowiaka. Na 242 kilometrze trasy zaliczam pomyłkę nawigacyjną, ominąłem skręt ale Wahoo szybko zareagował i po 100 metrach zawracam i jestem na prawidłowym kursie. Odłączam mini power bank od nawigacji.
O godzinie 18:58 dojeżdżam do dużego DPK-4 w miejscowości Stankuny (Ranczo Kalinka nad jeziorem Wiżajny) na 247 kilometrze trasy. Średnia prędkość jazdy spada do 30,9 km/h (średnia prędkość odcinka PK3 – PK4: 27,8 km/h). Dojazd do punktu prowadzi po szutrze.
fot. @pierscientysiacajezior
Odbijam kartę magnetyczną w czytniku. Sędzia główny ultramaratonu - Cezary Dobrochowski potwierdza, że system mnie widzi. To jest tak zwany „Duży Punkt Kontrolny”, organizator dostarczył tutaj nasze przepaki. Obsługa punktu podaje mi szybko worek przepakowy z numerem 174. W punkcie jest Mirek Czapliński, bardzo miłe spotkanie, chwilę rozmawiamy.
fot. @pierscientysiacajezior
Wymieniam mini power bank. Zakładam nogawki i potówkę na długi rękaw. Przy ubieraniu bark mocno boli, na szczęście w czasie jazdy tak nie doskwiera. Do bidonu wlewam coca-cole, resztę coli wypijam. Zabieram z przepaka do kieszonek i torebki na ramie: porcję orzeszków ziemnych, porcję daktyli oraz dwa małe snickersy. Z punktu kontrolnego zabieram żelki haribo (dropsy) i ruszam dalej. Postój zajął mi prawie dwanaście i pół minuty. Zjadam żelki i batona "dobra kaloria". Na drodze prowadzącej wzdłuż jeziora Wiżajny mijam się z Sylwią Kowalską jadącą do PK, z którego ja niedawno wyjechałem (Sylwia wygrała te zmagania w kategorii SOLO wśród kobiet). Na 255 kilometrze trasy zaczyna się duży zjazd do miejscowości Rowele. Nie przeginam, asfalt jest mokry, nie chcę leżeć drugi raz. Momentami prędkość przekracza 55 km/h. Za rondem w miejscowości Rutka – Tartak na 262 kilometrze trasy rozpoczyna się krótki ale dość wymagający podjazd. Jadę swoje. Na 268 kilometrze trasy wyprzedza mnie Marcin Celiński (Marcin zajął w tych zmaganiach piąte miejsce w kategorii SOLO). Zaczyna się ściemniać, włączam oświetlenie. Przypomina mi się, że nie zabrałem z przepaka zapasowego ogniwa do latarki. Trudno będę używał mniejszej mocy i spokojnie wystarczy jedno ogniwo (noc o tej porze roku jest bardzo krótka). Wiatr mocno osłabłł ale chyba pomaga. Momentami lekko kropi deszcz. Czuję się dobrze.
O godzinie 20:51 dojeżdżam do PK-5 w Sejnach na 299 kilometrze trasy. Średnia prędkość jazdy utrzymuje się na 30,9 km/h (średnia prędkość z odcinka PK4 – PK5: 30,8 km/h). Do bidonu wlewam coca colę. Zabieram mus owocowy i ruszam dalej. Postój zajął mi niecałe dwie minuty. Włączam podświetlenie w Wahoo. Zjadam mus owocowy. Od miejscowości Giby trochę większy ruch samochodowy, jedzie się mniej komfortowo. Za miejscowością Głęboki Bród, po przekroczeniu Czarnej Hańczy wyprzedza mnie Maciek Cegiełła jadący w koszulce Grupetto Warszawa. Po kilkunastu kilometrach Maciek zrobił sobie postój i znowu jadę przed nim. Nie czuję wiatru. Staram się utrzymywać dobre tempo. Podjadam daktyle ale już słabo wchodzą. Przez chwile trochę mocniej kropił deszcz. O godzinie 22:18 docieram do Augustowa na 340 kilometrze trasy. Jest pusto i sprawnie przejeżdżam przez miasto.
O godzinie 23:09 dojeżdżam do PK-6 w Dowspudzie na 364 kilometrze trasy. Średnia prędkość jazdy spada do 30,4 km/h (średnia prędkość z odcinka PK5 – PK6: 28,6 km/h). Zjadam kaszę z odrobiną mięsa w sosie pomidorowym. Uzupełniam izotonik w jednym bidonie i ruszam dalej. Postój zajął mi osiem minut. Jak tylko ruszyłem zaczął padać intensywny zimny deszcz. Zrobiło się mało komfortowo przez co tempo jazdy mocno spadło. Robi mi się zimno, nie zabrałem bluzy z przepaka, miało nie padać i miało być w miarę ciepło.
Niedziela, 3 lipca 2022 roku.
O godzinie 00:08 dojeżdżam do Olecka na 386 kilometrze trasy. Deszcz robi się coraz mniejszy, a z czasem przestaje padać. Daktyle już nie wchodzą, odrzuca mnie od słodkiego ale batona "dobra kaloria" (z orzechami) jakoś zjadłem.
O godzinie 1:35 dojeżdżam do PK-7 w Wydminach na 424 kilometrze trasy. Średnia prędkość jazdy spadła do 29,8 km/h (średnia prędkość z odcinka PK3 – PK4: 26,6 km/h). Córki Oskara Szprocha uzupełniają mi bidony izotonikiem. Chwilę rozmawiam z Oskarem. Zabieram dwa małe batony i ruszam dalej. Postój zajął mi niecałe trzy i pół minuty. Niestety pojawiają się oznaki zmęczenia. Staram się utrzymywać tempo ale jest coraz trudniej. Na szczęście deszcz już nie przeszkadza. Podłączam mini power bank do nawigacji. W lesie na 440 kilometrze trasy na drodze siedziały trzy borsuki. Kiedy je mijałem, wystraszone zaczęły na mnie głośno syczeć. Zjadam batona "dobra kaloria" i poprawiam snickersem ale słabo wchodzą. Jest chyba bezwietrznie. Pojawiają się mgły, w których jest zdecydowanie chłodniej i nieprzyjemnie. Wkrótce zaczyna świtać. Łapie mnie lekka senność. Na 473 kilometrze trasy zaraz za Kanałem Grunwaldzkim mijam grupkę zawodników z Adamem Pryjomskim. O godzinie 3:39 docieram do miejscowości Ryn na 478 kilometrze trasy. Na 483 kilometrze trasy siku-stop. Odłączam mini power bank od nawigacji. Pojawia się słońce mam nadzieję, że wkrótce zrobi się cieplej. O godzinie 4:27 docieram do Mrągowa na 498 kilometrze trasy. Przejazd przez miasto idzie sprawnie, jest całkowicie pusto na ulicach. Zmęczenie daje znać o sobie, jest mi zimno, jedzie się coraz trudniej.
O godzinie 5:31 dojeżdżam do PK-8 w Reszlu na 524 kilometrze trasy. Średnia prędkość jazdy spadła do 29,0 km/h (średnia prędkość z odcinka PK7 – PK8: 25,8 km/h). Napełniam bidony samą wodą, mam już wstręt do smaku izotonika. Zabieram jednego batona i ruszam dalej. Postój zajął mi niecałe trzy i pół minuty. Nawierzchnia za Reszlem pozostawia wiele do życzenia. Trzęsie niemiłosiernie. Przy jeziorach i w zagłębieniach terenu nadal utrzymuje się mgła i jest zimno. Nie jestem w stanie zjeść nic słodkiego. Łapie bombę energetyczną. Staram się trzymać przyzwoite tempo ale nie mam już paliwa. Prędkość mocno spada. O godzinie 6:28 dojeżdżam do miejscowości Lutry na 543 kilometrze trasy. Ponownie wyprzedza mnie Adam Wieczorek, który spędził sporo czasu na Dużym PK w Kalince i tam go wyprzedziłem. Przypominam sobie o solonych orzeszkach ziemnych w kieszonce. To jest dla mnie ratunek, słodkiego nie mogę już jeść ale orzeszki wchodzą aż miło. O godzinie 6:58 mijam Jeziorany na 556 kilometrze trasy. Powoli odżywam. Słońce już mocno świeci, robi się cieplej. Jest raczej bezwietrznie. Podjazd przed Radostowem zrobiłem całkiem sprawnie. Do mety już niedaleko. O godzinie 7:58 mijam Dobre Miasto na 581 kilometrze trasy. Po kryzysie nie ma śladu, orzeszki i wzrost temperatury mnie uratowały. Jedzie mi się całkiem dobrze. O godzinie 8:23 dojeżdżam do Lubomina. Odrodzony mocno cisnę w stronę mety.
O godzinie 8:53:48 po przejechaniu 609 kilometrów dojeżdżam do mety. Średnia prędkość jazdy spadła do 28,4 km/h (średnia prędkość z odcinka PK9 – META: 25,3 km/h). Jestem trochę obolały po upadku ale bardzo szczęśliwy! Satysfakcja jest ogromna!
Weronika Janik wręcza mi medal ultramaratonu Pierścień Tysiąca Jezior 2022.
Oficjalny czas brutto: 22 godziny 3 minut 48 sekund.
Według oficjalnych wyników:
6 miejsce w kategorii SOLO
11 miejsce w kategorii WSZYSCY
Według zapisu trasy (Wahoo Element Bolt / STRAVA), wszystkie postoje zajęły mi tylko 38 minut i 50 sekund.
fot. Natalia Zięba
Na mecie zdjęcie z medalem. Telefon do żony. Posiłek regeneracyjny i rozmowy z uczestnikami. Wzajemne gratulacje i relacje z trasy. Okazuje się, że na chodniku w Boćwince nie tyko ja zaliczyłem upadek. Pechowców było kilku.
Zdaję tracker GPS i ruszam rowerem do Siedliska Podgórze. Po kilkunastu minutach jestem na miejscu. Biorę prysznic, zjadam regeneracyjny serek wiejski i jogurt naturalny z płatkami owsianymi. Kładę się spać na dwie godziny. Po pobudce zaczynam pakować bagaże. Nadeszła pora obiadu, tym razem Edyta przygotowała regeneracyjną zupę, a na drugie danie mięso w sosie z makaronem i buraczkami. Od razu poczułem się lepiej. Po obiedzie jadę autem do bazy ultramaratonu. Odbieram przepak. Chwilę rozmawiam z Robertem Janikiem i Oskarem Szprochem. Spotykam Tomka Gapińskiego, Ewa jest jeszcze na trasie. Chwilę rozmawiamy. Pora wracać, zbieram się do Siedliska Podgórze.
Pakuje rower i wszystkie bagaże do auta, wypijam kawę. Żegnam się z gospodarzami i wyruszam do domu. Po czterech godzinach jestem w domu. Koniec przygody. To mój ulubiony ultramaraton! To był już szósty start z rzędu w tych zmaganiach. Za rok, jak zdrowie pozwoli mam zamiar znowu wystartować w Pierścieniu Tysiąca Jezior.
Gratuluję wszystkim, którym udało się ukończyć ten ultramaraton! Brawo! Gratuluję zwycięzcom poszczególnych kategorii. Gratuluję również tym, którym nie udało się ukończyć - gratulacje za podjęcie próby.
Wszystkim zawodnikom dziękuję za wspólne zmagania z dystansem.
Rodzinie dziękuję za wyrozumiałość i wsparcie!!!
Edycie i Wojtkowi dziękuję za gościnność i pyszne posiłki!
Dziękuję organizatorom i wolontariuszom za pracę włożoną w organizację ultramaratonu i super atmosferę.
Pozdrawiam wszystkich!!!
< WSTECZ