Pierścień Tysiąca Jezior 2021
3–4 lipca 2021 roku. Ultramaraton rowerowy z cyklu Pucharu Polski w Ultramaratonach Kolarskich. Start ostry z Miłakowa, meta w miejscowości Świękitki. Według GPS-a 614 km.
Trasa: Świękitki (start techniczny) – Miłakowo (stary ostry) – Orneta – Mingajny – Lidzbark Warmiński – Wozławki – Bisztynek – Korsze – Barciany – Srokowo – Węgorzewo – Banie Mazurskie – Gołdap – Żytkiejmy – Stankuny – Wiżajny – Rutka Tartak – Szypliszki – Sejny – Giby – Augustów – Dowspuda – Raczki – Cimochy – Kalinowo – Ełk – Śtaświny – Ruda – Rydzewo – Wożnice – RynMrągowo – Reszel – Lutry – Jeziorany – Dobre Miasto – Świękitki.
Rower do startu przygotowuje mi RAV Serwis w Legionowie. Rafał Wysocki to profesjonalista, doskonale zna się na swojej pracy a rowery to jego pasja. Bardzo polecam ten serwis!
Dolan L’Etape z prostą kierownicą. Koła Fobos 2 (obręcze alu 30mm, piasty novatec, płaskie szprychy 24/28). Nowe opony Continental GP 5000 rozmiar 25c. Napęd: korba 53/39, kaseta 11/28, nowy łańcuch, nowe gripy piankowe. Nowe linki. Przerzutki i hamulce wyregulowane. Wszystko działa wyśmienicie! Niestety do transportu musiałem rower rozłożyć ale udało się to zrobić bez wypinania linek, więc po złożeniu przerzutki i hamulce nie powinny wymagać regulacji.
Czwartek, 1 lipca 2021 roku.
Pobudka przed godziną 6:00. Niestety nadal boli mnie gardło. Kilka dni temu przeziębiłem gardło i na razie ból nie odpuszcza. Mam nadzieję, że do soboty wyzdrowieję.
Kawa, śniadanie i pakowanie wszystkiego do auta. O godzinie 9:05 wyruszamy całą rodzinką z Chotomowa do miejscowości Pityny (ok 250 km), gdzie mamy zarezerwowany pokój w gospodarstwie agroturystycznym - Siedlisko Podgórze (4 km od bazy maratonu).
Jest piękna słoneczna pogoda. Przed godziną 13:00 docieramy na miejsce. Wita nas Edyta, właścicielka Siedliska Podgórze. Dostajemy piękny pokój na parterze. Rozpakowuję auto i biorę się za składnie roweru.
Witamy się z Wojtkiem właścicielem Siedliska Podgórze. Na godzinę 16:00 Edyta przygotowała pyszny obiad – bardzo smaczna zupa jarzynowa a na drugie danie pierogi z mięsem (podwójna porcja). Na deser brioszki i kompot. Pychota. Wyśmienita kuchnia. Po obiedzie jedziemy do Miłakowa na małe zakupy a po powrocie odpoczywamy.
Aga idzie na trening a po treningu zabiera Olę i Mikołaja na spacer. Ja zostaję na kwaterze. Czas mija szybko. Spacerowicze wracają. Pora zjeść kolację. Serek wiejski i jogurt naturalny z płatkami owsianymi. Po kolacji odpoczywamy, oglądamy TV i podjadamy suszone jabłka, paluszki słone i krakersy. Jesteśmy jednak zmęczeni podróżą i dość wcześnie kładziemy się spać.
Piątek, 2 lipca 2021 roku.
Mikołaj robi nam pobudkę dość wcześnie. Gardło boli mniej! Śniadanie mamy umówione dopiero na godzinę 9:00, więc robimy sobie kawkę z mlekiem i zjadamy po jogurcie z płatkami. W nocy zaczął padać deszcz i leje przez cały czas. Mniej lub bardziej ale cały czas, z naciskiem na bardziej. Czas mija szybko i zbieramy się na właściwe śniadanie. Stół suto zastawiony pysznościami. Objadamy się, rozmawiamy z gospodarzami, wypijamy kawkę i wracamy do pokoju. Cały czas leje deszcz.
Mailem otrzymuję od organizatora informację o zmianie trasy Pierścienia Tysiąca Jezior 2021. Siadam do laptopa robię korektę trasy i wgrywam nowy plik GPX do nawigacji Wahoo Elemnt Bolt. Z powodu remontu przejazdu kolejowego w Lubominie na ostatnich kilkudziesięciu kilometrach trasa została przez organizatora zmieniona. Następnie biorę się za przygotowanie ubrań, w których wyruszę na trasę (start o godzinie 10:21 z bazy w Świękitkach), ma być ciepło, szykuję spodenki BBT, potówkę, koszulkę BBT, rękawiczki, skarpety, buty SPD, kask, okulary przeciwsłoneczne. Sprawdzam ślad trasy w nawigacji Wahoo Elment Bolt.
Naklejam na telefon opis punktów kontrolnych (tak na wszelki wypadek).
Cały dzień leje intensywny deszcz, jest ciepło ale bardzo mokro. Odpoczywam w pokoju. O godzinie 16:00 obiad. Pyszna zupa krem z grzankami a na drugie „kolarski” makaron z mięsem i warzywami. Brioszki i kompot na deser.
Do siedliska Podgórze przyjeżdżają: Radek i Ela Rogóż. Miłe powitanie i chwila rozmowy. Ela startuje w tym roku w Małym Pierścieniu Tysiąca Jezior, Radek nie bierze udziału w ultramaratonie ale startują w nim jego zawodniczki i zawodnicy. Przyjechał udzielać wsparcia przedstartowego. Ja również korzystam z wiedzy i doświadczenia Radka, który od lutego tego roku rozpisuje mi treningi i przyniosło to mega efekty. W ograniczonych czasowo treningach udało się zbudować super formę. Tak mało ale zarazem tak intensywnie nie trenowałem nigdy wcześniej. Efekty przerosły moje oczekiwanie. Jeśli ktoś z Was szuka wsparcia trenera, polecam! Warto!
Przez cały dzień do Siedliska Podgórze docierają kolejni uczestnicy jutrzejszych zmagań z dystansem. Robi się gwarno, jest wesoło!
Po obiedzie jadę autem do bazy ultramaratonu aby odebrać pakiet startowy. Zabiera się ze mną Krzysiek, który też jutro startuje w Pierścieniu Tysiąca Jezior. Odbieram pakiet, wysłuchuję odprawy, potem rozmawiam chwilę z organizatorami i uczestnikami ultramaratonu. Pogoda jednak nie sprzyja i zbieramy się z Krzyśkiem do Siedliska.
Po powrocie przypinam numer startowy do paska startowego. Otrzymałem numer 020, Startuję w kategorii SOLO, w której zawodnicy po starcie (na odcinku 5km) mają obowiązek rozdzielenia się, tak aby odległość pomiędzy zawodnikami wynosiła minimum 100m (poza punktami kontrolnymi, światłami, przejazdami kolejowymi). Oklejam kask i rower naklejkami z numerem startowym. Przepak postanawiam przygotować jutro rano, po sprawdzeniu prognozy pogody.
Na razie nieustannie leje deszcz ale prognozy na jutro są raczej optymistyczne. Ma być ciepło i ma mniej padać. Noc też ma być ciepła i raczej sucha.
Pora na kolację. Edyta nas rozpieszcza! Danie główne: biała kiełbasa zapiekana z cebulą. Wspaniały posiłek!
Po kolacji odpoczywamy, oglądamy telewizję, podjadamy paluszki i krakersy. Pora kłaść się spać (ok 22:00). Nie nastawiam budzika, start dopiero o godzinie 10:21. Na pewno obudzę się wcześniej.
Sobota, 3 lipca 2021 roku (dzień startu).
Budzę się o godzinie 5:00, udaje się jeszcze usnąć na godzinę, potem pół godziny leżenia i o godzinie 6:30 wstaję. Gardło prawie nie boli! Kawa z mlekiem i sprawdzam prognozę pogody. Niestety w pierwszej części trasy deszcz nas nie ominie ale ma być ciepło. Noc według prognozy ma być ciepła, nad ranem mogą pojawić się mgły.
Biorę się za pakowanie „przepaka”, który będzie dostępny na 244 kilometrze trasy, na Dużym Punkcie Kontrolnym w miejscowości Stankuny nad jeziorem Wiżajny (ośrodek wypoczynkowy Ranczo Kalinka). Wrzucam do worka: buff, potówkę na długi rękaw (w torebce strunowej), rękawki i nogawki (w torebce strunowej), bluzę, „jasne” okulary na noc, power bank, zapasowe ogniwo do latarki, dwie pół litrowe butelki coca-coli, pięć żeli energetycznych.
Przygotowuję rower do startu, pakuję torebkę podsiodłową (2 dętki, łatki, łyżki, mini pompka, izolacja, zapasowy hak przerzutki, multi klucze, klucz do szprych, nyple, wentyle, kawałek papieru toaletowego, dowód osobisty, pieniądze), montuję oświetlenie (modyfikowana latarka Convoy S2 na przód, mocna lampka 0,5 W na tył). Montuję komputerek Wahoo Elemnt Bolt. Napełniam bidony izotonikiem. Dobijam ciśnienie w oponach do 8,5 barów. Montuje na ramie mini power bank. Izolacją elektryczną przyklejam do ramy deszczówkę spakowaną w torebkę strunową, smaruję łańcuch. Rower gotowy do jazdy!
Pora na śniadanie. Pyszna jajecznica (podwójna porcja), kanapka z wędliną i żółtym serem, kawa z mlekiem. Po śniadaniu przebieram się w przygotowany wcześniej strój kolarski. Pakuję do kieszonek telefon w torebce strunowej, dwa batony energetyczne, trzy żele energetyczne, torebkę suszonych daktyli i folię NRC. Pod koszulkę wkładam (w torebce strunowej) kartę zawodnika do zbierania pieczątek na punktach kontrolnych i testową kartę magnetyczną (do odbijania obecności na punktach kontrolnych) Jak testy się powiodą to w przyszłym roku nie będzie już stemplowania karty zawodnika. Na wszelki wypadek smaruję kark, ręce i nogi kremem z filtrem UV.
O godzinie 9:30 wyruszam rowerem do bazy ultramaratonu, na start techniczny. Towarzyszy mi Radek Rogóż, który w maratonie nie startuje ale starują jego zawodniczki i zawodnicy. Przepak wiozę na plecach (jak plecak). Po kilku minutach jesteśmy na miejscu.
Oddaję przepak do auta technicznego. Odbieram urządzenie monitorujące pozycję GPS. Montuje urządzenie na ramie roweru. Czas na rozmowy z innymi uczestnikami ultramaratonu. Adam Kałużny prezentuje swoje rozwiązania techniczne na MRDP. Miła rozmowa z Adamem Wieczorkiem i Andrzejem Piotrowskim. Wspólne zdjęcia. Wreszcie nadchodzi czas startu, udaję się na linię startu technicznego. Zostałem przydzielony do czterdziestej ósmej grupy startowej w składzie: Paweł Malka, Tomasz Gawor, Maciej Bimel, Piotr Kostrzewski, Paweł Bieniewski.
Sędzia główny ultramaratonu - Cezary Dobrochowski wypuszcza nas na trasę. Ruszamy punktualnie o godzinie 10:21. Mamy pół godziny na przejechanie do Miłakowa, gdzie odbędzie się start ostry i rozpocznie się pomiar czasu. Na razie nie pada jest ciepło. Pogoda dopisuje, jest dość ciepło ale nie upalnie.
Przejeżdżam przez Pityny, obok Siedliska Podgórze, rodzinka wyszła na trasę pokibicować. Super sprawa! Zatrzymuję się na chwilę. Foto, uściski i ruszam dalej. Po chwili docieram do Miłakowa. Mamy trochę czasu do startu. Znowu przedstartowe rozmowy. Zjadam batona. Miła pogawędka ze Sławkiem Mazurem.
Start ostry w Miłakowie. Oprawę startu robią Warmińskie Wiedźmuchy. Jest naprawdę wesoło.
O godzinie 10:51 ruszamy całą grupą startową na trasę X edycji ultramaratonu Pierścień Tysiąca Jezior 2021. Chwilkę jedziemy razem i zaczynamy się rozdzielać. Kategoria solo to samotne zmagania z dystansem i swoimi słabościami. Ruszam dość żwawo. Zaraz po wyjechaniu z Miłakowa zaczął padać deszcz, zatrzymuję się aby założyć ochraniacze na buty. Nie potrzebnie! Za kilka minut i tak chlupała mi woda w butach. Samopoczucie dobre, noga kręci się dobrze, Tempo dobre. Pilnuję regularnego picia. O godzinie 11:21 dojeżdżam do miejscowości Orneta. Deszcz będzie mnie moczył jeszcze wielokrotnie, aż do Wiżajn. Deszcz - słońce, mokro - sucho, tak przez prawie połowę trasy. Jest jednak tak ciepło, że ten deszcz nie przeszkadza.
O godzinie 12:20 dojeżdżam do PK-1 w Lidzbarku Warmińskim na 51 kilometrze trasy. Średnia prędkość jazdy wynosi 34,3 km/h. Oddaję kartę zawodnika do podstemplowania, tankuje bidony izotonikiem, zabieram batona do kieszonki i ruszam dalej. Postój zajął mi niecałe trzy minuty. Jedzie się bardzo dobrze. Zjadam batona. O godzinie 13:09 mijam Bisztynek. Wyprzedzam kolejnych zawodników. Na 93 kilometrze trasy dopada mnie ulewa, małe oberwanie chmury. Zatrzymuję się i szybko zakładam kurtkę przeciwdeszczową. Nie potrzebnie, zaraz przestało padać. Na 122 kilometrze trasy siku-stop. W miejscowości Srokowo na 132 kilometrze trasy, na początku podjazdu spada mi łańcuch z małej tarczy. Szybko naprawiam i ruszam dalej.
O godzinie 15:02 dojeżdżam do PK-2 w Leśniewie (kompleks rekreacyjno sportowy nad jeziorem Rydzówka) na 136 kilometrze trasy. Średnia prędkość jazdy spada do 33,1 km/h (średnia prędkość z odcinka PK1 – PK2: 32,5 km/h). Ściągam ochraniacze z butów i kurtkę przeciwdeszczową. Na punkcie jest dużo zawodników i powstała kolejka do izotoników ale tankowanie bidonów poszło całkiem sprawnie. Oddaję kartę zawodnika do podstemplowania. Przykładam testową kartę magnetyczną do czytnika – zadziałało. Zjadam pół banana, trzy kawałki arbuza, jednego pieroga, zabieram jednego batona i ruszam dalej. Postój zajął mi sześć minut. O godzinie 15:30 dojeżdżam do Węgorzewa. Przejazd przez miasto idzie sprawnie, nie ma dużego ruchu samochodowego. O godzinie 16:20 mijam Banie Mazurskie na 171 kilometrze trasy. Na 176 kilometrze trasy doganiam Tomka Pajora z grupką, kilka słów rozmowy i wyprzedzam grupkę. O godzinie 16:35 docieram do miejscowości Boćwinka (odcinek starego bruku). Zaliczam małą pomyłkę nawigacyjną. Zamiast skręcić w lewo, w drogę asfaltową, to pojechałem po bruku prosto, na pamięć. Po dojechaniu do końca sekcji brukowej zobaczyłem, że jestem poza ścieżką nawigacji i szybko zawróciłem. Po chwili byłem już na prawidłowym kursie. Zjadam batona. Mam ze sobą porcję suszonych daktyli ale na samą myśl o nich zaczyna mnie mdlić. Nie będą mi dzisiaj pomocne.
O godzinie 17:12 dojeżdżam do PK-3 w miejscowości Gołdap na 196 kilometrze trasy. Średnia prędkość jazdy spadła do 32,0 km/h (średnia prędkość z odcinka PK2 – PK3: 29,6 km/h). Perfekcyjnie zorganizowany punkt. Obsługa zabiera ode mnie kartę zawodnika do podstemplowania i bidony do zatankowania. Zjadam banana i kilka kawałków arbuza. Zabieram dwa batony i zbieram się dalej. Postój zajął mi dwie i pół minuty. Nie zabrałem bidonów, ujechałem kilkadziesiąt metrów i wracam. Zabieram bidony i ruszam ponownie. Zjadam batona. Na 202 kilometrze trasy trasy siku-stop. Korzystam z postoju i podłączam mini power bank do Wahoo. Bateria nawigacji jest jeszcze mocno naładowana ale postanawiam na wszelki wypadek, przed nocą naładować ją do pełna. Wiatr nadal pomaga. Jest ciepło. Samopoczucie bardzo dobre. Tempo dobre, Pilnuję nawodnienia. Przed największym podjazdem zjadam żela energetycznego.
O godzinie 19:03 dojeżdżam do dużego DPK-4 w miejscowości Stankuny (Ranczo Kalinka nad jeziorem Wiżajny) na 245 kilometrze trasy. Średnia prędkość jazdy spadła do 30,8 km/h (średnia prędkość odcinka PK3 – PK4: 27,1 km/h). Dojazd do punktu po szutrze. Na punkcie oddaję kartę zawodnika do podstemplowania. Sędzia główny ultramaratonu - Cezary Dobrochowski wbija mi pieczątkę, chwilę rozmawiamy. Zjadam porcję czystego makaronu. Napełniam jeden bidon wodą. To jest tak zwany „Duży Punkt Kontrolny”, organizator dostarczył tutaj nasze przepaki. Obsługa punktu podaje mi szybko worek przepakowy z numerem 020. Zabieram z niego: pięć żeli energetycznych, power bank, którego montuję na ramie. Nogawki i rękawki w torebce strunowej wkładam pod koszulkę, potówką na długi rękaw owijam na kierownicy, zamieniam okulary na „jasne”, na noc. Wypijam pół litrową colę z przepaka. Drugą colę wlewam do bidonu. Spokojnie ruszam dalej. Postój zajął mi prawie siedemnaście minut. Teren mocno pofałdowany. Zjadam żela energetycznego. Na 255 kilometrze trasy jest duży zjazd do miejscowości Rowele. Momentami prędkość przekracza 60 km/h. Nadal ciepło, wiatr chyba pomaga. Jadę swoje. Złapał mnie lekki skurcz po wewnętrznej stronie uda prawej nogi (w tym samym miejscu trasy co rok wcześniej), więc mocno zwalniam. Rozmasowałem mięsień i skurcz odpuszcza. Na 273 kilometrze trasy długo stoję na skrzyżowaniu z DK8. TIR za TIR-em. Na szczęście wjeżdżamy na tą drogę tylko na chwilkę. Za skrzyżowaniem wahadłowe światła, szczęśliwie trafa zielone światła. Zaczyna się ściemniać, włączam oświetlenie.
O godzinie 21:11 dojeżdżam do PK-5 w Sejnach na 300 kilometrze trasy. Średnia prędkość jazdy spada do 30,7 km/h (średnia prędkość z odcinka PK4 – PK5: 29,9 km/h). Na punkcie jest Mirek Czapliński, bardzo miłe spotkanie. Jest bardzo wesoło. Rok temu też się spotkaliśmy na tym punkcie. Oddaję kartę zawodnika do podstemplowania i wypijam dwa kubki coli. Mirek ze swoją grupą ruszają dalej. Tankuje bidony: w pierwszy izotonik, w drugi cola. Zjadam słodką bułkę z makiem. Ruszam dalej. Postój zajął mi sześć minut. Robi się ciemno, włączam podświetlenie w Wahoo. Od miejscowości Giby trochę większy ruch samochodowy, jedzie się mniej komfortowo. Utrzymuję dobre tempo. Bezwietrznie i ciepło. Zjadam batona. Przez wiele kilometrów widzę w oddali światełka Mirka i jego grupki. Bardzo powoli zbliżam się do nich. Zatrzymali się na chwilkę i wtedy ich wyprzedzam. Przed Augustowem estoński autobus wyprzedza mnie na przysłowiową żyletkę. Cała jezdnia pusta. Niezrozumiałe zachowanie tego kierowcy. O godzinie 22:39 docieram do Augustowa na 341 kilometrze trasy. Jest dość pusto i sprawnie przejeżdżam przez miasto. Na 348 kilometrze trasy siku-stop.
O godzinie 23:27 dojeżdżam do PK-6 w Dowspudzie na 364 kilometrze trasy. Średnia prędkość jazdy spada do 30,6 km/h (średnia prędkość z odcinka PK5 – PK6: 30,0 km/h). Stempluję sobie kartę zawodnika, uzupełniam izotonik w jednym bidonie i bardzo szybko zjadam zupę jarzynową z ziemniakami (dokładam do niej makaronu). Podłączam power bank do Wahoo i w dobrej formie ruszam dalej. Postój zajął mi ponad sześć i pół minuty. Jest ciepło i prawie bezwietrznie. Jedzie się dobrze. Miejscami pojawiają się mgły i robi się chłodno. O godzinie 23:53 zatrzymuję się w miejscowości Cimochy na 373 kilometrze trasy – zakładam potówkę na długi rękaw i nogawki, zjadam żela energetycznego, po kilku minutach ruszam dalej.
Niedziela, 4 lipca 2020 roku.
Na 398 kilometrze trasy siku-stop. Zjadam żela energetycznego i ruszam dalej.
O godzinie 1:18 dojeżdżam do PK-7 w Ełku na 411 kilometrze trasy. Średnia prędkość jazdy spadła do 30,4 km/h (średnia prędkość z odcinka PK3 – PK4: 29,1 km/h). Oddaję kartę zawodnika do podstemplowania i uzupełniam pierwszy bidon izotonikiem a drugi bidon colą. Chwilę rozmawiam z Pawłem Kosiorkiem. Zjadam małą porcję makaronu z odrobiną mielonego mięsa z sosem. Wymieniam ogniwo w latarce i ruszam dalej. Postój zajął mi osiem i pół minuty. Niestety pojawiają się oznaki zmęczenia, zaczynam słabnąć. Staram się utrzymywać tempo ale jest coraz trudniej. Pojawia się coraz więcej mgieł. Momentami parują mi okulary.
O godzinie 3:10 dojeżdżam do PK-8 w Rydzewie na 458 kilometrze trasy. Średnia prędkość jazdy spadła do 30,0 km/h (średnia prędkość z odcinka PK7 – PK8: 27,0 km/h). Oddaje kartę zawodnika do podstemplowania i "odbijam" swoją obecność przy pomocy testowej karty magnetycznej. Uzupełniam jeden bidon izotonikiem. Na punkcie, w obsłudze jest Oskar Szproch. W drugi bidon Oskar robi mi ciepłą herbatę. Wypijam dużą kawę z mlekiem i zjadam kanapkę. Jestem zmęczony, może kawa mi pomoże. Ruszam dalej. Postój zajął mi ponad siedem i pół minuty. Próbuję utrzymywać dobre tempo. Zjadam dwa żele energetyczne i popijam ciepłą herbatą ale nie czuję poprawy. Nie męczy mnie senność jestem po prostu zmęczony. Zaczyna świtać. Na 469 kilometrze trasy siku-stop. Obawiałem się marnego asfaltu po zjeździe z DK 16 a tu nowy asfalt (niestety nie do samego Rynu). O godzinie 4:30 dojeżdżam do miejscowości Ryn na 490 km trasy. Teren mocno pofałdowany, przede mną trzy większe hopki do pokonania. Jakoś poszło, choć robi się coraz trudniej. O godzinie 5:14 dojeżdżam do Mrągowa na 509 kilometrze trasy. O tej godzinie jest pusto i sprawnie przejeżdżam przez miasto. Wiatr zaczyna momentami przeszkadzać a nogi robią się coraz słabsze. Brakuje mi sił, jedzie się coraz trudniej. Na 526 kilometrze trasy siku-stop.
O godzinie 6:17 dojeżdżam do PK-9 w Reszlu na 537 kilometrze trasy. Średnia prędkość jazdy spadła do 29,5 km/h (średnia prędkość z odcinka PK8 – PK9: 26,9 km/h).
Oddaje kartę zawodnika do podstemplowania. Na punkcie jest Edek Radzikowski, chwilę rozmawiam. Uzupełniam jeden bidon izotonikiem a do drugiego wlewam colę. Zjadam banana. Zabieram dwa batony i ruszam dalej. Postój zajął mi sześć i pół minuty. Niekorzystny wiatr się wzmaga. Zjadam batona. Staram się trzymać przyzwoite tempo ale jestem już wyjechany na maksa. Prędkość mocno spada. O godzinie 7:45 mijam Jeziorany na 570 kilometrze trasy. Na 573 kilometrze trasy kolejny siku-stop. Obawiam się zbliżającego się podjazdu przed Radostowem. Zjadam kolejnego żela energetycznego i obficie popijam izotonikiem. Nogi już nie chcą się kręcić. Podjazd zrobiony, było trudno, nogi słabną, z kilometra na kilometr jest coraz gorzej. Na szczęście do mety już niedaleko. O godzinie 8:50 mijam Dobre Miasto na 596 kilometrze trasy. Do mety zostało ok 18 kilometrów. Jestem całkowicie zajechany, ledwo jadę. Nie pomaga ani kolejny żel energetyczny, ani coca-cola z bidonu. Chyba początek pojechałem za mocno i teraz brakuje mocy albo to konsekwencja przeziębienia w tygodniu przedstartowym. W sumie nieistotne, skończyły się nogi, została głowa, trzeba jakoś dokręcić do końca. Niestety wiatr nie pomaga. Próbuję jechać do mety minimalizując straty. Prędkość spadła masakrycznie. Zaliczam mega „bombę kolarską”. Cóż, zdarza się. Jest już naprawdę blisko, trzeba zacisnąć zęby i kręcić ile się da. Już widzę bazę ultramaratonu. Toczę się w stronę mety. Za chwilę będzie koniec jazdy.
O godzinie 9:31 po przejechaniu 614 kilometrów dojeżdżam do mety. Średnia prędkość jazdy spadła do 28,9 km/h (średnia prędkość z odcinka PK9 – META: 24,6 km/h). Jestem bardzo zmęczony! Mimo trudności w końcówce udało się osiągnąć bardzo dobry czas przejazdu.
Weronika Janik wręcza mi medal ultramaratonu Pierścień Tysiąca Jezior 2021.
Czas brutto: 22 godziny 40 minut. Czas netto: 21 godziny 17 minut. Średnia prędkość jazdy: 28,9 km/h.
Według nieoficjalnych wyników:
8 miejsce w kategorii SOLO
21 miejsce w kategorii WSZYSCY
Na mecie jest dużo zawodników i osób im towarzyszących. Rozmawiam chwilę z Elą Rogóż (dziękuję za filmik z wjazdu na metę). Rozmowa telefoniczna z żona, potem posiłek regeneracyjny i rozmowy z uczestnikami, wzajemne gratulacje i relacje z trasy. Rozmowy z Marzeną i Edkiem Radzikowskimi, Robertem Janikiem, Marianem Kołodziejskim i innymi. Pojawia się Radek Rogóż, chwilę rozmawiamy.
Nie mam chęci, ani sił na jazdę rowerem do Siedliska Podgórze. Dzwonię do Agi i proszę aby po mnie przyjechała autem. Zdaję urządzenie monitorujące pozycję GPS i testową kartę magnetyczną do potwierdzania obecności na punktach kontrolnych. Po paru minutach Aga przyjeżdża po mnie z Mikołajem. Pakujemy rower do auta i wracamy do Siedliska Podgórze. Prysznic, małe piwo i regeneracyjny jogurt naturalny z płatkami owsianymi. Zasypiam z jogurtem w ręku. Krótka drzemka dobrze mi robi. Nadeszła pora obiadu, tym razem Edyta przygotowała regeneracyjną zupę pomidorową a na drugie danie schab w kapuście. Od razu poczułem się lepiej. Po obiadku jadę autem do bazy ultramaratonu odebrać przepak. Chwila rozmowy z Gosią Kubicką, Oskarem Szprochem, Mirkiem Czaplewskim i innymi ultrasami. Mirek częstuje mnie pszenicznym piwem bezalkoholowym. Pora wracać do Siedliska. Zaraz kolacja. Ja na danie główne kolacji wybrałem śledzie. To było prawdziwe obżarstwo. Z okazji zbliżających się urodzin Ola Piekarska przyniosła zacny trunek. Niestety musieliśmy iść do swojego pokoju, żeby Mikołaja położyć spać. Mieliśmy dołączyć do imprezki później ale się wszyscy pospaliśmy.
Poniedziałek, 5 lipca 2021 roku.
Rano śniadanie. Pyszny omlet z szynką, potem kawka i pora się pakować do domu. Ola Piekarska opowiada mi swoje przygody związane z wczorajszym startem (zapomniała zabrać z domu butów kolarskich ale wystartowała w pożyczonych). Rozkładam rower. Potem rozmawiam ze Zdzisławem Piekarskim (niestety zaliczył upadek na trasie), opowiada mi o kraksie i wspomina zmagania na MRDP. Pakujemy wszystkie bagaże i przed południem wyruszamy w podróż do domu. Po czterech godzinach jesteśmy w domu! Koniec przygody ale za rok mam zamiar znowu wystartować w tych zmaganiach. To mój ulubiony ultramaraton!
Gratuluję wszystkim, którym udało się ukończyć ten ultramaraton! Brawo! Gratuluję zwycięzcom poszczególnych kategorii. Gratuluję również tym, którym nie udało się ukończyć - graty za podjęcie próby.
Mimo, że trasa była trochę zmieniona względem poprzednich edycji, nowych gmin nie odwiedziłem. Stan na lipiec 2021 roku: to 765 gmin zaliczonych na rowerze.
Dziękuję wszystkim zawodnikom za wspólne zmagania z dystansem.
Dziękuję rodzinie za wyrozumiałość i wsparcie!!!
Dziękuję Edycie i Wojtkowi za miłą gościnę i przepyszne jadło!
Dziękuję Radkowi Rogożowi za przygotowanie planów treningowych i wsparcie trenerskie!
Dziękuję Andrzejowi Piotrowskiemu za zdjęcia!
Dziękuję organizatorom za pracę włożoną w organizację ultramaratonu i super atmosferę.
Pozdrawiam wszystkich!!!
< WSTECZ