"Uważaj na głos w Twojej głowie, który mówi, że nie dasz rady - łże menda..."   

Pierścień Tysiąca Jezior 2020


4-5 lipca 2020, 610 km non-stop. Ultramaraton rowerowy z cyklu Pucharu Polski w Ultramaratonach Kolarskich.

Trasa: Świękitki (start techniczny) – Miłakowo (stary ostry) – Osetnik – Augustyny – Bonity – Mingajny – Lidzbark Warmiński –Stoczek Klasztorny – Wozławki – Bisztynek – Korsze – Srokowo – Węgorzewo – Banie Mazurskie – Gołdap – Żytkiejmy - Wiżajny – Rutka Tartak – Szypliszki – Sejny – Giby – Macharce - Raczki – Dowspuda – Ełk – Giżycko – Kętrzyn – Święta Lipka – Lutry – Jeziorany – Dobre Miasto – Lubomino – Świękitki.

Mapa trasy PTJ 2020

Tym razem, sam przygotowałem rower do startu. Dolan L’Etape z prostą kierownicą. Koła Fobos 2 złożone w firmie VeloTech (obręcze alu 30mm, piasty novatec, szprychy płaskie 24/28). Nowe opony Continental GP 5000 rozmiar 25c. Napęd: korba 53/39, nowa kaseta 11/28, nowy łańcuch, nowe gripy piankowe. Linki postanowiłem wymienić dopiero przed BBT 2020. Przerzutki i hamulce wyregulowane. Wszystko działa wyśmienicie!

3 lipca 2020 roku.

Pobudka 7:00. Toaleta, kawa, śniadanie i pakowanie wszystkiego do auta. O godzinie 10:00 wyruszam z Chotomowa do miejscowości Pityny (ok 250 km), gdzie mam zarezerwowany pokój w gospodarstwie agroturystycznym - Siedlisko Podgórze (4 km od bazy maratonu).

Siedlisko Podgórze

fot. Wojciech Podgórski

O godzinie 13:30 docieram na miejsce. Wita mnie Radek Rogóż, z którym dzielę pokój i sympatyczna właścicielka agroturystyki Edyta. Za nim się rozpakuję postanawiam pojechać do bazy ultramaratonu (Świękitki) i odebrać pakiet startowy. W bazie witam się i rozmawiam z komandorem ultramaratonu Robertem Janikiem. Spotykam Dorotę Orłowską i Jacka Witeskę, którzy reprezentują barwy klubu Heron Wieliszew. Rozmawiamy chwilkę. Po kilku minutach przyjeżdża do bazy Radek Rogóż i dołącza do naszych rozmów. Podpisuję listę startową i odbieram pakiet startowy. Powitanie i króciutka rozmowa z Oskarem Szprochem. Pora wracać. Odpowiadam jeszcze przy samochodzie na kilka pytań Doroty i Jacka i wracam na kwaterę. Poznaję właściciela agroturystyki Wojtka. Rozpakowuję auto i chwilę odpoczywam.

O godzinie 15:30 schodzimy z Radkiem na obiad. Pyszny, gorący żurek z jajkiem (podwójna porcja) i pierogi z mięsem (podwójna porcja). Na deser brioszki i kompot. Pychota. Wyśmienita kuchnia. Dla tych posiłków warto tu przyjeżdżać częściej. Po obiedzie jadę ponownie do bazy ultramaratonu, tym razem rowerem. Mijam wracających na rowerach do Siedliska, Krzysztofa Kubika i Czesławę Kruczkowską. W bazie odwiedzam namiot z ubraniami PTJ i BBT. Witam się z Weroniką Janik, Rafałem Janikiem oraz innymi osobami. Przymierzam rękawiczki i otrzymuje gratisowy bidon z logo BBT oraz proteinowe batony GO ON od Sante. Jadę na pole biwakowe w bazie maratonu. Spotykam wielu znajomych między innymi Anię i Darka Młotek. Poznaję Alinę Kilian, której trenerem jest Radek Rogóż. Rozmawiam chwilę i wracam na kwaterę. O 19:30 zaplanowana jest kolacja. Co prawda nie wiem czy po takim obiedzie będę mógł jeszcze coś zjeść ale przynajmniej będzie czas na wspólne rozmowy z gospodarzami, Edytą i Wojtkiem i innym uczestnikami ultramaratonu, którzy również spędzają noc przedstartową w Siedlisku Podgórze. Między innymi: Aleksandra Piekarska, Zdzisław Piekarski, Sylwester Szustak, Kamil Rychcik, Michał Szeląg. Jest bardzo sympatycznie, wspaniali ludzie i wspaniała atmosfera. Dwie kanapki się zmieściły.

banner PTJ

Po kolacji telefon do domu i czas zacząć przygotowania do ultramaratonu. Wybieram ubrania na start (10:40 z bazy w Świękitkach), ma być ciepło, szykuję spodenki BBT, potówkę, koszulkę BBT, rękawiczki, skarpety, buty SPD, kask (naklejam numery startowe), okulary przeciwsłoneczne. Sprawdzam ślad trasy w komputerku Wahoo Elment Bolt. Naklejam na telefon opis punktów kontrolnych (tak na wszelki wypadek).

nr startowy ptj 2020

Przypinam numer startowy do paska. Startuję z numerem 001 w kategorii SOLO (zawodnicy po starcie (na odcinku 5km) mają obowiązek rozdzielenia się, tak aby odległość pomiędzy zawodnikami wynosiła minimum 100m (poza punktami kontrolnymi, światłami, przejazdami kolejowymi)). Rower i przepak postanawiam przygotować dopiero rano.

Prysznic i pora kłaść się spać (ok 23:00). Nie nastawiam budzika, start dopiero o godzinie 10:40. Na pewno obudzę się zaraz po wschodzie słońca.

4 lipca 2020 roku.

Budzę się o godzinie 4:00, udaje się jeszcze usnąć na godzinę, potem pół godziny leżenia i o godzinie 5:30 wstaję. Kawa z mlekiem i biorę się za pakowanie przepaku, który będzie dostępny na 270 kilometrze trasy, na PK w miejscowości Wiżajny. Noc według prognoz ma nie być ciepła ale nad ranem możliwy jest słaby opad deszczu. Wrzucam do worka: czapkę, buff, potówkę na długi rękaw (w torebce strunowej), rękawki, nogawki (w torebce strunowej), bluzę, „jasne” okulary, power bank, pół litrową coca-colę, dwa żele energetyczne, jeden baton energetyczny i torebkę suszonych daktyli.

dolan

fot. Wojciech Podgórski

Przygotowuję rower do startu - naklejam numery startowe, pakuję torbę podsiodłową (2 dętki, łatki, łyżki, mini pompka, izolacja, zapasowy hak przerzutki, multi klucze, klucz do szprych, nyple, wentyle, kawałek papieru toaletowego, dowód osobisty, pieniądze), montuję oświetlenie (modyfikowana latarka Convoy S2 na przód, mocna lampka 0,5 W na tył). Montuję komputerek Wahoo Elemnt Bolt. Napełniam bidony izotonikiem. Dobijam ciśnienie w oponach do 8,5 barów. Montuje na ramie mini power bank. Przyklejam izolacją do ramy wiatrówkę spakowaną w torebkę strunową, smaruję łańcuch. Rower gotowy do jazdy!

Pora na śniadanie. Pyszna jajecznica (podwójna porcja), kanapka z żółtym serem, kawa z mlekiem i kilka kawałków ciasta drożdżowego. Lekko boli mnie głowa. Biorę jeden ibuprom. Po śniadaniu telefon do domu i przebieram się w przygotowany wcześniej strój kolarski. Pakuję do kieszonek telefon w torebce strunowej, dwa batony energetyczne, jeden żel energetyczny, torebkę suszonych daktyli i folię NRC. Pod koszulkę wkładam (w torebce strunowej) kartę zawodnika do zbierania pieczątek na punktach kontrolnych. Jest słonecznie smaruję się kremem z filtrem UV.

Radek Rogóż

fot. Wojciech Podgórski

Przed godziną 10:00 razem z Radkiem wyruszamy rowerami do bazy ultramaratonu, na start techniczny. Przepak wiozę na plecach, jak plecak. Po kilku minutach jesteśmy na miejscu.

ptj 2020 przepak

fot. Anna Młotek

Oddaję przepak do auta technicznego. Rozmowy z innymi uczestnikami ultramaratonu. Wspólne zdjęcia. Podpisuję listę i odbieram swój nadajnik GPS. Montuje urządzenie na ramie roweru. Telefon do domu i udaję się na linię startu technicznego. Zostałem przydzielony do ostatniej, trzydziestej grupy startowej w składzie: Dareus Młotek, Cezary Wójcik, Edward Radzikowski, Adam Kałużny, Paweł Bieniewski.

ptj 2020 Paweł Bieniewski

fot. Anna Młotek

ptj 2020 na trasie

fot. Anna Młotek

Jesteśmy wypuszczani co minutę. Wyruszam o godzinie 10:40. Mamy pół godziny na przejechanie do Miłakowa, gdzie odbędzie się start ostry i rozpocznie się pomiar czasu. Pogoda dopisuje, jest dość ciepło ale nie upalnie, wiatr południowo-zachodni, na razie nieduży.

Start ostry współorganizuje Miłakowski Dom Kultury. Oprawę tworzą Warmińskie Wiedźmuchy. Jest naprawdę wesoło. Krótki wywiad z każdym z uczestników i o godzinie 11:10 ruszamy całą naszą grupą startową na trasę IX edycji ultramaratonu Pierścień Tysiąca Jezior.

ptj 2020 przed startem

fot. Wojciech Podgórski

Chwilkę jedziemy razem i zaczynamy się rozdzielać. Kategoria solo to samotne zmagania z dystansem i swoimi słabościami. To mój debiut w tej kategorii. Zostaję ostatni, co było do przewidzenia. To była bardzo mocna grupa startowa. Postanowiłem zacząć bardzo spokojnie aby równo rozłożyć siły na cały dystans. Na 25 kilometrze trasy mijam pierwszą zawodniczkę, a na 35 kilometrze trasy pierwszego zawodnika. Zjadam batona energetycznego. Na 40 kilometrze trasy mijam Kamila Rychcika, a chwilę później Michała Szeląga, znajomych z ultramaratońskich tras. Wiatr pomaga, jest ciepło. Tempo dobre. Średnia prędkość z jazdy 33,3 km/h. Jest naprawdę dobrze. Pilnuję regularnego picia. Na 53 kilometrze trasy mijam Edka Radzikowskiego z którym startowałem w grupie. Tuż przed pierwszym punktem kontrolnym mijam Antoninę Kłudkiewicz, która miło skomentowała mój numer startowy.

karta zawodnika ptj 2020

O godzinie 13:15 dojeżdżam do PK-1 w Lidzbarku Warmińskim na 75 kilometrze trasy. Bardzo krótki postój. Oddaję kartę zawodnika do podstemplowania, tankuje bidony izotonikiem, zabieram batona do kieszonki i ruszam dalej. Jedzie się bardzo dobrze. O godzinie 14:10 mijam Bisztynek. Wyprzedzam kolejnych zawodników. Na 104 kilometrze trasy mijam Pawła Koźmińskiego, a chwilę później doganiam Remka Siudzińskiego. Zjadam batona. Wzmaga się wiatr ale cały czas pomaga. Z kilometra na kilometr moja prędkość wzrasta. Średnia zaczyna przekraczać 33.7 km/h. Na 148 kilometrze trasy mijam dobrego znajomego Andrzeja Piotrowskiego.

O godzinie 15:56 dojeżdżam do PK-2 w Leśniewie (kompleks rekreacyjno sportowy nad jeziorem Rydzówka) na 162 kilometrze trasy. Na wjeździe do PK-2 mijamy się z Jackiem Witeską, który właśnie opuszczał ten punkt. Na punkcie jest bardzo dużo zawodników i powstała kolejka do izotoników ale tankowanie bidonów poszło całkiem sprawnie. Do oczu dostał mi się pot, strasznie szczypie i mocno łzawię. Oddaję kartę zawodnika do podstemplowania. Zjadam trzy kawałki arbuza, jednego banana, zabieram jednego batona i ruszam dalej. Wiatr cały czas pomaga. Jest ciepło. Tempo dobre, średnia 33.2 km/h.

ptj 2020 na trasie

fot. Sylwester Szustak

Przed Węgorzewem, na 166 kilometrze trasy mijam Krzysztofa Lipczyńskiego a na 171 kilometrze doganiam i wyprzedzam grupę, w której jedzie Sylwester Szustak. Po kolejnych 15 km grupa mnie dogania i na chwilę wyprzedza ale na 196 kilometrze zostawiam ostatecznie ten peletonik za sobą. Na 202 kilometrze trasy mijam Jacka Witeskę, który na poboczu podłączał do nawigacji power banka. O godzinie 17:22 docieram do miejscowości Boćwinka (kilometrowy odcinek starego bruku, udaje się ominąć chodnikiem). Na 205 kilometrze trasy mijam Marcina Gołasia z grupką, którzy zatrzymali się pod sklepem. Ktoś z nich mnie rozpoznał i krzyknął: „Cześć Paweł”. Odpowiedziałem: „Cześć” i pocisnąłem dalej.

ptj 2020 na trasie

fot. Anna Młotek

O godzinie 17:58 dojeżdżam do PK-3 w miejscowości Gołdap na 222 kilometrze trasy. Perfekcyjnie zorganizowany punkt. Obsługa zabiera ode mnie kartę zawodnika do podstemplowania i bidony do zatankowania. Na punkcie spotykam Dorotę Orłowską, chwilę rozmawiamy. Zjadam trzy kawałki arbuza, kawałek banana, wypijam dwa kubki coli. Dojeżdżają na punkt: Dareus Młotek i za chwilę Sylwester Szustak ze swoją grupką. Krótka rozmowa i zbieram się dalej. W czasie jazdy podłączam mini power banka. Bateria w Wahoo jest jeszcze mocno naładowana ale postanawiam na wszelki wypadek, przed nocą naładować ją do pełna. Dogania mnie w tym czasie Dareus Młotek, zamieniamy kilka słów i zostaję za nim. Zjadam batona energetycznego. Po pewnym czasie mijam Dareusa stojącego na poboczu i rozmawiającego przez telefon. Dał tylko znać, że wszystko w porządku więc się nie zatrzymuję i jadę dalej. Wiatr nadal pomaga. Jest ciepło. Samopoczucie bardzo dobre. Tempo dobre, średnia prędkość jazdy 33,2 km/h. Pilnuję nawodnienia i podjadam suszone daktyle.

O godzinie 19:38 dojeżdżam do dużego PK-4 w Ranczu Kalinka nad jeziorem Wiżajny na 270, kilometrze trasy. Dojazd do punktu po szutrze. Na punkcie stempluję kartę zawodnika, podpisuję listę i napełniam bidony izotonikiem. Nic nie jem. To jest tak zwany „Duży Punkt Kontrolny”, gdzie organizator dostarczył tutaj nasze przepaki. Szybko odnajduję swój worek przepakowy z numerem 001. Zabieram z niego: torebkę z daktylami suszonymi, jeden baton energetyczny, jeden żel energetyczny, power banka, którego montuję na ramie. Nogawki i rękawki w torebce strunowej wkładam pod koszulkę. Podobnie robię z potówką na długi rękaw i cieniutką czapką, bluzą owijam się po harcersku, zamieniam okulary na „jasne”, na noc. Jak się później okazało, zabrałem to niepotrzebnie, noc była bardzo ciepła. Wypijam pół litrową colę z przepaka. Na punkt docierają Dareus Młotek i Edward Radzikowski z którymi zamieniam kilka słów i spokojnie ruszam dalej podjadając suszone daktyle. Teren mocno pofałdowany. Nadal ciepło, słaby boczny wiatr nie przeszkadza. Jadę swoje. Średnia prędkość jazdy zaczyna spadać ale nadal jest dobra 32,7 km/h. Na 285 kilometrze trasy mijam Pawła Licznerskiego. Ściemnia się, włączam światła. Połowa trasy za mną. Na 318 kilometrze trasy siku-stop. Wyprzedza mnie Paweł Licznerski. Próbuję gonić ale złapał mnie skurcz po wewnętrznej stronie uda prawej nogi, więc mocno zwalniam. Rozmasowałem mięsień i skurcz odpuścił.

O godzinie 21:47 dojeżdżam do PK-5 w Sejnach na 325 kilometrze trasy. Oddaję kartę zawodnika do podstemplowania i wypijam dwa kubki coli. Na punkcie jest Mirek Czapliński, bardzo miłe spotkanie. Jest bardzo wesoło. Zabieram jabłko, zjem w czasie jazdy. Ruszam dalej. Przy wyjeździe mijam się z Dareusem. Robi się ciemno, włączam podświetlenie w Wahoo. Z przeciwka jedzie Paweł Licznerski, który przejechał zjazd do PK i musiał zawrócić. Od miejscowości Giby trochę większy ruch samochodowy, jedzie się mniej komfortowo. Utrzymuję dobre tempo. Średnia prędkość jazdy jednak spada do 31.7 km/h. Na 348 kilometrze trasy zaczyna się bardzo słabej jakości nawierzchnia, trzeba bardzo uważać aby na jakiejś dziurze nie rozwalić opony. Prędkość spada. Bezwietrznie i ciepło. Przez wiele kilometrów jadę sam, nie widzę światełek ani przed sobą, ani za sobą.

O godzinie 23:52 dojeżdżam do PK-6 w Dowspudzie na 385 kilometrze trasy. Oddaję kartę zawodnika do podstemplowania, uzupełniam izotonik w jednym bidonie i bardzo szybko zjadam zupę pomidorową z makaronem. Podłączam power banka do Wahoo i w dobrej formie ruszam dalej. Jest ciepło i prawie bezwietrznie. Jedzie się dobrze.

5 lipca 2020 roku.

Na 395 kilometrze trasy podczas zmiany biegu tylnej przerzutki pęka linka i automatycznie łańcuch spada na najmniejszą zębatkę.

urwana linka

Teraz mam do dyspozycji dwa przełożenia: 53/11 i 36/11. Zdecydowanie za twardo na pofałdowany teren. Morale dostało mocnego kopniaka ale nie poddaje się. Na zjazdach 53/11, na podjazdach 36/11. Muszę jechać bardzo siłowo, wszystkie podjazdy na stojąco, obawiam się, że przyjdą skurcze. Postanawiam dojechać do PK w Ełku i tam spróbować coś zaradzić. Ta awaria to mój wielki błąd. Przed maratonem kupiłem i wymieniłem na nowe: opony, dętki, kasetę i łańcuch. Kupiłem też linki ale stwierdziłem bez sprawdzania, że na PTJ wystarczą a wymienię przed BBT. Jeszcze na kwaterze przed startem zastanawiałem się nad wymianą ale zrezygnowałem. Nie chciało mi się regulować przerzutek po wymianie linki. Szkoda, że przed startem nie oddałem roweru, na przegląd do RAV Serwis. Rafał to profesjonalista i linka byłaby na sto procent sprawdzona i wymieniona. Mogę mieć pretensje tylko do siebie.

Średnia prędkość jazdy z przejechanego do tej pory dystansu to 31,4km/h. Stawiam sobie nowy cel złamanie 22 godzin. Była szansa na złamanie 21 godzin ale w tych okolicznościach można o tym zapomnieć. Do tej pory na postojach straciłem niecałe 44 minuty, z czego 15 minut na DPK w Wiżajnach. Teraz sporo stracę na „ustawianie przerzutki” na PK w Ełku, zamierzam ustawić na zębatkę - 14 zębów.

Cóż, trzeba kręcić, kilometry same się nie zrobią. Robię co mogę. Podjadam suszone daktyle. Doganiam zawodnika na rowerze poziomym, to Marek Piecek. Wspominam mu o awarii i jadę dalej. Za chwile Marek dogania mnie i mówi, że ma linkę i pomoże mi na punkcie kontrolnym, po czym zwalnia zostając z tyłu. Ja swojej zapasowej linki nie zabrałem. Wydaje mi się, że jednak z pomocy nic nie wyjdzie. Mam prostą kierę i manetki do których potrzebna jest linka MTB a nie szosowa do klamkomanetek. Poza tym mam wewnętrzne prowadzenie linek w ramie i nie tak łatwo wymienić linkę bez akcesoriów. Ogromne PODZIĘKOWANIA dla Marka!!!

O godzinie 1:32 dojeżdżam do PK-7 w Ełku na 430 kilometrze trasy. Oddaję kartę zawodnika do podstemplowania i uzupełniam jeden bidon izotonikiem. Nic nie jem. Idę ustawiać przerzutkę.

mocowanie urwanej linki

Pomaga mi Paweł Kosiorek, który jest w obsłudze PK. Na punkt docierają zawodnicy, których niedawno wyprzedzałem, między innymi Marek Piecek, który oferował pomoc. Dziękuję mu, nie korzystam z jego linki bo pewnie szosowa a jeśli nawet nie to i tak nie mam jak jej przeciągnąć w ramie. Dociera też na punkt kontrolny Dareus. Na ustawianie przerzutki tracę 10 minut. W tym czasie kilku zawodników mnie wyprzedza ruszając z PK w dalszą trasę. Udało się zablokować przerzutkę na czternastce („zamotałem” linkę na ramie). Ruszam dalej. Po ujechaniu może 200 metrów łańcuch znowu spada na jedenastkę. Przeklinam... Blokuję linkę jeszcze raz. Brakuje do tego co najmniej jednej dodatkowej ręki ale wszyscy już pojechali w trasę. Udało się ale kolejne 10 minut straty zaliczone. W nerwach człowiek działa chaotycznie, przecież wystarczyło wkręcić maksymalnie śrubkę ograniczającą wychylenie przerzutki i 13 zębów bym miał a zajęłoby to maksymalnie dwie minuty. Jadę dalej i postanawiam walczyć o złamanie 22 godzin. Ręce i strój ubrudzone smarem. Na 438 kilometrze trasy spada mi z przodu łańcuch, szybko naprawiam, wykorzystuję przerwę na siku i ruszam dalej. Nie poddaję się. Na nowych przełożeniach jest łatwiej kręcić ale prędkości spadły. Średnia prędkość jazdy spadła do 30,7 km/h. Trzeba walczyć. Wszystkie podjazdy na stojąco, siłowo w korbach a na zjazdach maksymalna kadencja. Obawiam się czy nogi wytrzymają taką jazdę, czy nie dopadną mnie skurcze. Na szczęście daję radę a skurcze mnie omijają. Zaczyna świtać. Noc jest o tej porze roku bardzo krótka. Jadę na ile siły pozwalają, zostawiając sobie trochę energii na podjazdy w końcówce. Zjadam żel energetyczny i mocno popijam izotonikiem. Przed Giżyckiem zaczyna padać deszcz. Początkowo bardzo mały ale z czasem się nasila. Na 478 kilometrze trasy zakładam deszczówkę i odpinam power banka.

O godzinie 3:55 dojeżdżam do PK-8 w Giżycku na 484 kilometrze trasy. Oddaje kartę zawodnika do podstemplowania, uzupełniam jeden bidon izotonikiem. Na punkcie, w obsłudze jest Oskar Szproch. Pomaga dojść do siebie zawodnikowi, którego dopadł mega kryzys. Krótka rozmowa, wypijam dwa kubki coli, zjadam kawałek sernika i ruszam dalej. Nadal pada deszcz ale słaby. Jest ciepło. Podjadam suszone daktyle i próbuję utrzymywać dobre tempo. Mimo trudności, czuję się dobrze. Średnia prędkość jazdy jednak spada do 30,5 km/h. Jeszcze ciut ponad 100 kilometrów do mety. Mimo, że nie piłem kawy, nie męczy mnie senność. Nie spałem zbyt długo przed startem ale emocje związane z awarią linki i orzeźwiający deszczyk spowodowały, że nie chce mi się spać. Kilka minut po godzinie 5:00 mijam Kętrzyn. Zaczyna wiać niekorzystnie, na razie jeszcze słabo ale już to czuć. Przestaje padać. Na 524 kilometrze trasy zdejmuje kurtkę przeciwdeszczową. Zaczyna się teren mocniej pofałdowany i pogarsza się jakość asfaltu. Mimo, że tempo nie jest zbyt wysokie, to złamanie 22 godzin wydaje się być realnym celem. Mijam jeszcze pojedynczych zawodników ale coraz rzadziej. Stawka jest już mocno rozciągnięta.

O godzinie 6.38 dojeżdżam do PK-9 w Jezioranach - Kikitach na 556 kilometrze trasy. Oddaje kartę zawodnika do podstemplowania. Uzupełniam jeden bidon izotonikiem. Postanawiam zostawić na tym punkcie ubrania na noc, które wiozłem pod koszulką od Wiżajn. Wymyśliłem sobie, że już niedaleko do mety i przyjadę po nie później samochodem. To niedaleko, to jednak w dwie strony dało ponad 120 kilometrów, które musiałem później pokonać samochodem. Nie było to zbyt przemyślane. Cóż zmęczenie… To był krótki postój. Nic nie jadłem. Mam jeszcze suszone daktyle i batony zabrane na którymś PK. Ruszam dalej. Niekorzystny wiatr się wzmaga, zaczyna znowu lekko padać deszcz ale jest ciepło. Nie zakładam kurtki. Podjadam daktyle. Pilnuje nawodnienia i staram się utrzymywać w miarę dobre tempo. Brak przerzutki daje się we znaki, szczególnie na podjazdach. Nogi coraz bardziej zmęczone. Najważniejsze, że nie łapią skurcze. O godzinie 7:00 mijam Jeziorany. Obawiam się zbliżającego się podjazdu przed Radostowem. Przełożenie 36/14 wydaje się być trochę za twardym. Nic nie mogę zrobić, jak nie dam rady, to wprowadzę rower. Obawy były jednak niepotrzebne. Wjechałem ten podjazd w korbach, bez zająknięcia. Jeszcze nogi podają. Do mety już niedaleko. Średnia prędkość jazdy 30,1 km/h. Jest jeszcze parę podjazdów a asfalty nie rozpieszczają ale mam pewien zapas. O godzinie 7:58 mijam Dobre Miasto. Do mety zostało ok 25 kilometrów i ponad godzinę aby zrealizować cel. Zjadam wszystkie suszone daktyle, popijam izotonikiem i spokojnie kręcę w stronę mety. Od Lubomina wiatr mocno przeszkadza. Jest już naprawdę blisko.

ptj 2020 na mecie

fot. Anna Młotek

O godzinie 8:51 po przejechaniu 615 kilometrów dojeżdżam do mety. Jestem bardzo szczęśliwy! Mimo trudności udało się osiągnąć bardzo dobry czas przejazdu. Myślę, że na dłużej zagoszczę w kategorii SOLO, podoba mi się jazda w swoim tempie. Wyciągam naukę z awarii linki. Raz w roku wymiana a przed długimi zmaganiami sprawdzanie! Nie ma, że się nie chce, że na pewno wytrzyma.

karta zawodnika ptj 2020

Na mecie są jeszcze zawodnicy, którzy ukończyli ultramaraton przede mną, między innymi: Adam Kałużny, Cezary Wójcik, Dareus Młotek, Cezary Urzyczyn oraz towarzysząca Darkowi i fotografująca nasze zmagania Ania Młotek i inni. Wzajemne gratulacje i relacje z trasy.

ptj 2020 wręczenie medalu

fot. Anna Młotek

certyfikat ptj 2020

Po chwili Robert Janik wręcza mi medal i certyfikat ukończenia ultramaratonu Pierścień Tysiąca Jezior 2020.

Oficjalny cza brutto: 21 godzin 41 minut. Czas netto: 20 godzin 34 minut. Średnia prędkość jazdy 29,9 km/h Według nieoficjalnych wyników:

8 miejsce w kategorii SOLO

13 miejsce w kategorii WSZYSCY

medal ptj 2020

PTJ 2020 grafika

Telefon do domu, pamiątkowe zdjęcie z medalem. Potem ciepły posiłek i rozmowy z współtowarzyszami zmagań z dystansem. Odbieram przepak i jadę rowerem do Siedliska Podgórze. Nogi nie chcą się już kręcić. Jakoś się doczłapałem. Rozmowa z gospodarzami Siedliska, rozmowa z Radkiem Rogóżem. Prysznic. Niecałe dwie godziny snu, znowu rozmowy, wypijamy kawę i jadę autem odebrać ubrania zostawione na PK Kikity-Jeziorany. Wracając dopinguję zawodników, którzy się jeszcze zmagają z dystansem. Zajeżdżam na metę pogadać ze znajomymi ultrasami, Remkiem Siudzińskim, Dorotą Orłowską, Jackiem Witeską, Sylwią Kowalską, Sylwkiem Szustakiem, Mirkiem Czaplińskim, Adamem Kałużnym i wieloma innymi…

Wracam do Siedliska Podgórze, zabieram ze sobą Sylwka Szustaka. Odpoczywam trochę, pakuję rower i bagaże do auta. Pora wracać do domu. Pożegnanie z gospodarzami i przed godziną 19:00 wyruszam do domu. O godzinie 22:20 jestem na miejscu.

Gratuluję wszystkim, którym udało się ukończyć ten ultramaraton! Brawo! Gratuluję zwycięzcom poszczególnych kategorii. Gratuluję również tym, którym nie udało się ukończyć - graty za podjęcie próby.

Trasa w tym roku była trochę zmieniona, więc przy okazji wpadło sześć nowych gmin zaliczonych na rowerze :) Stan na lipiec 2020 roku: to 715 gmin zaliczonych na rowerze.

gminy mapa lipiec 2020

Dziękuję wszystkim zawodnikom za wspólne zmagania z dystansem. Dziękuję rodzinie za wyrozumiałość i wsparcie!!! Dziękuję Ani, Sylwkowi i Wojtkowi za zdjęcia. Dziękuję Nice Flowers Olga Świderska za wsparcie. Dziękuję organizatorom za pracę włożoną w organizację ultramaratonu i super atmosferę.

Pozdrawiam wszystkich!!!

P.S. W SOLO nogi bardziej bolą :) :) :)


< WSTECZ